niedziela, 27 listopada 2016

Szklana Góra

    Ku wielkiej radości Julka znowu wybraliśmy się do teatru. Udało nam się kupić bilety na premierowe przedstawienie "Szklana Góra" w teatrze Banialuka. 
     Tym razem spektakl odbywał się w głównej sali. Siedzieliśmy w dalekim, dziesiątym rzędzie. Sala jest amfiteatralna, ale skos jest minimalny i niestety dorośli skutecznie zasłaniają dzieciom scenę. Chłopcy oglądali przedstawienie na stojąco lub siedząc na naszych kolanach. Wolimy kameralną scenę na piętrze.
    Przedstawienie jest niezwykłe. Inne niż wszystkie. Ogromne wrażenie robi scenografia. Szklano-metalowa konstrukcja, która raz jest niedostępną górą, raz królewskim pałacem, raz twierdzą złej Imaginy. Podkreśla surowość, chłód królewskiego serca, egoizm władców i Imaginy, zimno pałacowych komnat. 
    Są też oczywiście lalki. Też niezwykłe. Bardzo realistyczne, półtorametrowe. Dzielą plan z aktorami.
    Ogromną rolę odgrywają też światła, a często ich brak. Gdy już są, to raczej w zimnych, chłodnych barwach. Czasem, w scenach walki na miecze, stroboskopowo migają. Przedstawienie jest ciemne, mroczne. To nie jest jego wadą. Nie spodziewałabym się klimatu jak z disneyowskiej animacji. Ale jestem pewna, że młodsze maluchy mogą się go zwyczajnie bać. Janek jeszcze rok-dwa lata temu miałby niezłego stracha. Julek upewniał się co jakiś czas, czy jestem za nim. Byłam. 
    Ale przecież teatr to aktorzy. Tutaj, jak zwykle, nie było rozczarowania. Stanęli na wysokości zadania. W Banialuce niesamowite jest to, że przecież często trafiamy na tych samych aktorów w różnych rolach, w różnych przedstawieniach i nawet nam, dorosłym, trudno przypomnieć sobie, kim  jeszcze był Lis z "Tymoteusza..", czy Koziołek Matołek. I to wcale nie z powodu charakteryzacji. 
    No i muzyka: jak zwykle świetnie dobrana, z dobrze zaśpiewanymi piosenkami dla dzieci.
    "Szklana Góra" to historia o kłamstwie, chorych rodzicielskich ambicjach, przekraczaniu własnych granic. Dla maluchów to opowieść o przygodzie, dziwnym tacie ("Dlaczego mówił, że to Królewski Syn, a to była Królewna?"), odwadze, współpracy i miłości. Każdy znajdzie coś dla siebie. Moim zdaniem jednak nie jest to przedstawienie dla dzieci najmłodszych. Zaczęłabym od czterolatków. Ze względu na tematykę, ciemność, migające światła i scenografię, która w zależności od potrzeb jest raz górą, raz pałacem (chłopcy czasem dopytywali, gdzie teraz rozgrywa się akcja).
    Gdy opadła kurtyna, światła w końcu rozbłysły, zobaczyliśmy wypieki na policzkach chłopców. Sekundę później rozpłakał się Julek. "Dlaczego takie krótkie?!"



     Zostaliśmy chwilę, zajrzeliśmy za kurtynę. Julek usiadł na brzegu sceny z nosem na kwintę. Niespecjalnie pocieszyła go rozmowa z samą Królewną i innymi aktorami. Mimo obietnic, że właśnie szykują się do próby do kolejnego przedstawienia.



       Julek jeszcze nie wie, ale my już mamy bilety na styczeń. I to na dwa przedstawienia! W tym na jego wymarzone "Trzy Świnki".

wtorek, 22 listopada 2016

Tysiąc jezior

czyli muzyka tradycyjna Warmii i Mazur. To kolejny koncert dla najmłodszych słuchaczy w NOSPR w Katowicach, na którym byliśmy.
    I było jeszcze lepiej niż ostatnio. 
   Występowała Ania Broda z zespołem. Były cymbały, skrzypce, bęben, kontrabas, oktawki, duduk, klarnet, saksofon, lutnia arabska, roubab. Niesamowity głos i biały śpiew Wokalistki. Cudna muzyka i wspaniałe aranżacje tradycyjnych melodii Warmii i Mazur. Ciekawe opowieści o muzyce i instrumentach. Świetny kontakt z publicznością. Było magicznie.
    Tej magii dały się porwać nie tylko dzieciaki.
Janek słuchał zaczarowany. Julek przetańczył pierwszą połowę koncertu - na drugą już nie miał siły. Można to zrozumieć - jeszcze dzień wcześniej miał prawie 39 stopni gorączki.
    Nie mogliśmy wyjechać bez płyt. Każdy z chłopców dostał swoją. Każdy ma podpisaną przez Anię Brodę.





     Janek ma "Thousand lakes", czyli z muzyką z koncertu i teraz każdy poranek, jazda samochodem i wieczór odbywają się pod znakiem "Polki Hasany": "Hejsa, dolasa, która ładna, to nasza!". I tak czterdzieści tysięcy razy. Zabrał ją nawet do przedszkola i nauczył Misie (to jego grupa) zabawy w Talara.
  Julka płyta to "A ja nie chcę spać". To muzyka Ani Brody do wierszy Danuty Wawiłow, Doroty Gellner, Natalii Usenko, Teofila Lenartowicza, Włodzimierza Słobodnika, Witka Brody. Bardzo bym chciała napisać coś więcej o tym wydawnictwie, ale nie było dane mi jeszcze posłuchać. Julek schował płytę do swojej tajnej skrytki ze słowami: "To moja własna płyta. Ja nią rządzę. Nikt nie może jej słuchać.". Najwyraźniej on też nie może. Planuję napisać podanie. Może rozpatrzy pozytywnie.
    Zdjęć z koncertu nie mamy, bo fotografować nie można. Zresztą i tak chyba nie byłoby ku temu okazji. Tak byliśmy zasłuchani.
     Ale pogoda dopisała, więc chłopcy mogli pograć na bębnach, które są między gmachem NOSPRu a parkingiem. Przed koncertem obowiązkowy był oczywiście posiłek po długiej podróży.



















poniedziałek, 21 listopada 2016

Po kim te zdolności?

Julek pokazuje nam swoje rysunki. Bardzo ładne zresztą. Wraca do pracy, a my przekomarzamy się, po kim odziedziczył talent. W końcu w celu rozstrzygnięcia tata pyta Julka:
- Skąd ty umiesz tak ładnie rysować?
- Igor mnie nauczył!

niedziela, 20 listopada 2016

Gdzie ta energia?

Koncert ma się ku końcowi. Wszystkie dzieci zostają zaproszone pod scenę. Wokalistka pyta:
- Macie jeszcze energię?
- Taaak!
- A gdzie? Może w piętach? A może w uszach? Kto ma w piętach? - Zgłasza się trochę dzieciaków. - A kto w uszach? - Zgłaszają się inne.
- A ja mam energię w głowie! - woła Julek.

czwartek, 10 listopada 2016

Namaszczony 2

    Janek pasowany na przedszkolaka był dwa lata temu. Nadszedł czas na Julka.
    Najpierw był występ artystyczny. Świetnie przygotowany. Nie za długi, nie za krótki, a w sam raz.


   Potem pani dyrektor pasowała każdego malucha na przedszkolaka.


   Po wszystkim zaczęła się impreza: ciasta, napoje, tańce, hulanki, swawole - też prowadzone przez panie, więc nie było chaosu.


    Jak zwykle w naszym przedszkolu było przemiło i sympatycznie. A cała uroczystość przygotowana była z głową.
























Czekamy na Jasełka! Tym razem występują obaj. Będzie się działo.


niedziela, 6 listopada 2016

TAURON Dziecięca strefa kultury w NOSPR. Podróże z dźwiękiem.

  Wizyta w NOSPR była naszym (rodziców) marzeniem. Filharmonię katowicką i NFM we Wrocławiu mamy zaliczone. Polowaliśmy na imprezę dla dzieciaków w NOSPR od dawna. No i stał się cud.           
    Cud, bo każdy, kto usiłował kiedykolwiek kupić bilety do NOSPR na cokolwiek wie, że trzeba mieć mnóstwo szczęścia, żeby się załapać. Świetne koncerty, niewysokie ceny biletów i milion zainteresowanych.
   Cud, bo 2. listopada w newsletterze NOSPR zaprosił na darmowy koncert dla dzieci. Wejściówki do odbioru w Katowicach. Jakieś 60 km od nas. Zadzwoniłam i się udało! Nie tyko były jeszcze miejsca (w jednym z ostatnich rzędów, więc końcóweczka), ale jeszcze litościwa i przesympatyczna Pani Kasjerka te bilety dla nas zachowała*. Nawet nie za piękne oczy, bo to nie była video rozmowa. 
     No i pojechaliśmy.
    Przed NOSPR jest ogromny bezpłatny parking. Są miejsca dla inwalidów i dla rodzin z dziećmi. Zaparkowaliśmy bez problemów. 
     Wrażenie robi już sam budynek i jego otoczenie. Pooglądalibyśmy dokładniej, gdyby nie padający deszcz.


     Wnętrze jest piękne. Przestrzenne, ale przytulne. Sali głównej nie widzieliśmy. Nasz koncert miał się odbyć w sali kameralnej. Przy każdej z sal jest szatnia. Wszędzie przemiła obsługa. W budynku jest też bardzo ciepło. Chłopcy szybko wyskoczyli ze sweterków.






     Ponieważ byliśmy dużo wcześniej - żeby odebrać bilety - mieliśmy czas na piknik. W budynku znajduje się restauracja. Była pełniusieńka. Na szczęście mieliśmy własny prowiant. 


    Chłopcy się posilili, wysikali (toalety czyściutkie i ładne). A wiadomo, najedzone i wysikane dzieci = spokojny koncert. Mogliśmy zajmować miejsca.
      Sala kameralna rzeczywiście jest niewielka, ale zaprojektowana z głową. Ma świetną akustykę. Mimo że siedzieliśmy wysoko, daleko od sceny, chłopcy wszystko widzieli i świetnie słyszeli. Oni też byli słyszalni na scenie - odpowiadali na pytania zadawane przez prowadzącą.


      Koncert - mimo że darmowy - przygotowany z sercem i rozumem. Występy artystów (żadnej chałtury!) przerywały krótkie opowieści, a właściwie rozmowy prowadzącej z dziećmi. Prezentowane były najważniejsze, najciekawsze instrumenty. Dzieciaki przeniosły się wraz z trio akordeonistów Symetrio na Bałkany i do Finlandii. Hiszpańskie melodie i taniec flamenco poznały dzięki Flamenco Project i Sonos Kwartet. Tańczyła, klaskała i grała na kastanietach pani Anna Patkiewicz.
    A na koniec, po wyjściu z sali, czekała na dzieci niespodzianka od sponsora, czyli od firmy TAURON: lizaki od "plawidziwych byczków", baloniki i pudełka z pluszowymi byczkami, kredkami, kolorowankami, opaskami bezpieczeństwa i magnesikami. Słowem - cuda, a dzieciaki dodatkowo zachwycone.



    Po wyjściu: kolejna atrakcja! "Noc" i podświetlona fontanna.


    Chłopcy zadeklarowali, że na kolejny koncert chętnie pojadą. Nawet bez prezentów.



*Niczego nieświadomo uchroniła się przed zjedzeniem przez myszy.