piątek, 15 lutego 2019

Ferie. Tydzień pierwszy. Jastrzębia Góra. Primavera.

Początek pobytu był taki sobie. Hotel składa się z dwóch budynków A i B. Gości przyjmuje turnusami, więc pierwszego dnia pobytu w recepcji jest gigantyczna kolejka zdezorientowanych ludzi. Większość trafia najpierw do budynku B, który jest pierwszy od strony Rozewia. Wielu po długim oczekiwaniu odchodzi złych, bo okazuje się, stali w niewłaściwej kolejce, bo ich pokój jest w budynku A, a recepcja B nie może ich zameldować i wydać im kart. Nas też spotkała taka atrakcja. 

Następnie okazało się, że w pokoju nie ma szlafroków ani ręczników basenowych. Trzeba powędrować do SPA i - uwaga! - za wypożyczenie szlafroka pobierana jest opłata 30 zł (szlafrok wygląda, jakby był wart najwyżej 25 zł). Ręczniki można wymieniać każdego dnia.

Mieliśmy pokój studio - dwa połączone ze sobą pokoje dwuosobowe. Niestety maleńkie (nie mam pojęcia, jak ma się tam zmieścić dostawka czy łóżeczko niemowlęce) z maluteńkimi łazienkami. Z balkonami. Z lodówką, bez czajnika. Szafy też niewielkie. Na walizki ciężko znaleźć miejsce.  Oglądanie telewizji na malutkim ekranie może przyprawić o ból karku. Pokoje były sprzątane każdego dnia. To był ostatni wolny pokój w tym terminie - więc trochę sami sobie jesteśmy winni. Następnym razem musimy wziąć większy.

Potem już było tylko lepiej. 
Basen ze zjeżdżalnią i rzeką zachwycił starszaków. Jerzo fajnie bawił się w brodziku (przez pierwszą połowę pobytu z cudownie ciepluteńką wodą, później z lekko ciepłą). Na bardzo strome, choć niewielkie zjeżdżalnie jest jeszcze za mały. 
Oprócz tego w tym mini parku wodnym znajdziecie okrągły basen i dwa niewielkie jacuzzi,






Chłopcy uwielbiali też salę zabaw. Jest podzielona na dwie strefy: dla młodszych i starszych niż 4 lata. Paradoksalnie w części dla maluszków są szybsze, bardziej śliskie, plastikowe zjeżdżalnie. Korzystanie z konstrukcji przez dzieciaki w wieku Jerza wymaga stałej asekuracji opiekuna. W strefie dla starszaków łatwiej się zgubić maluszkowi, ale jest ona mimo wszystko bezpieczna, ma bezpieczniejsze zjeżdżalnie. Jerzo radził sobie tam znakomicie.
Strefa dla maluszków pełna jest zabawek, prawie żadna nie działa (nie gra, nie świeci).




Rodzice, których dzieci szczęśliwie dorosły do samodzielnej zabawy, mogą usiąść przy stoliku i napić się kawy. W sali zabaw są stoliki i niewielki bar.

W hotelu jest jeszcze sala do animacji z mini placem zabaw i konstrukcją do wspinania. Fajna, przestrzenna, bezpieczna sala. Szkoda, że otwarta tylko, gdy odbywały się w niej animacje.













Animacje odbywały się każdego dnia. Program obejmował zajęcia dla dzieciaków i młodzieży. Były też wykłady i zajęcia dla dorosłych. Te ostatnie odpuściliśmy ze zrozumiałych względów, ale brzmiały zachęcająco. Chłopcy poznali nowych kolegów i rewelacyjnie się z nimi bawili "tylko" w sali zabaw i na basenie, więc nie skorzystali z wielu animacji. Jednak te, w których wzięliśmy udział, były zaskakująco (przy tej liczbie dzieci) świetnie i bezpiecznie zorganizowane, dobrze przemyślane i poprowadzone. Dzieci bawiły się świetnie. Najlepiej wspominają pieczenie pizzy, za ogarnięcie czego należą się organizatorom i prowadzący wyrazy szacunku. A pizze wyszły rewelacyjne!










Chłopcy byli też na występie Teatru Klapa z Gdańska. Przedstawienie "Szwczyk Dratewka" było raczej kabaretowe. Dzieciaki się śmiały i brawo dla aktorów za kontakt z publicznością. Poza tym.. no cóż.. do bielskiej Banialuki panom bardzo daleko.


Obejrzeli również występ iluzjonisty. I to chyba było jedyne, co ich mało zachwyciło. Podobało się, ale tak sobie.

Poza tym znajdziecie w Primaverze pokój pełen planszówek i stolików, przy których można pograć.
A także salę z automatami dla dzieci i stołem do ping-ponga. Oprócz tego automaty znajdziecie też w innych miejscach w hotelu. Nie są na szczęście nachalne.




Nas hotel kupił  jedzeniem. Jako wegetarianka spodziewałam się, że przez tydzień będę jeść ziemniaki i surówki. A tu szok. Restauracje są dwie - każdy budynek ma swoją. Ta w B jest większa, mimo to przytulna. Nie czuć tego tłumu gości. Je się naprawdę przyjemnie wygodnie. W każdej też jest mini kącik dla dzieci. Dla dzieci oprócz krzesełek czy plastikowych naczyń znajdziecie nawet czyste śliniaczki. Wszystkie posiłki są w formie bufetu. Urozmaicenie i smak zwalają z nóg. W życiu nie spodziewaliśmy się takiej jakości po kuchni, która ma do wykarmienia taki tłum. Każdego dnia inny temat np. zdrowa żywność, kuchnia indyjska czy amerykańska. Każdy posiłek pełen był dań wegetariańskich i wegańskich. W którym hotelu serwują zupę na mleku migdałowym z tapioką na śniadanie? Albo mus z jaglanki? A na obiad wege kotleciki? Quinoę z warzywami? Oprócz tego oczywiście masa innych dań, w tym te bardziej typowe jak jajecznica czy płatki. I ogromny wybór świeżych warzyw w postaci baru sałatkowego i gotowych surówek. Oprócz tego owoce, słodkości (nawet wege brownie z czarnej fasoli!). Podczas każdego śniadania i kolacji włączona była naleśnikarka i można było samodzielnie usmażyć sobie naleśniki. Na śniadanie serwowano gorące bułeczki. Na obiad były zawsze dwie pyszne zupy, a na kolację kolejna. Na pewno o czymś zapomniałam. O ile nie wykupicie pakietu odchudzającego z opieką trenera i dietetyka i specjalną dietą, nie macie najmniejszych szans, by schudnąć. Wszystko jest świeże, ze składników dobrej jakości. I nie czuć tzw. "recyklingu wprost", czyli "rano kiełbaski, to wieczorem bigos" albo "w niedzielę rosół, to w poniedziałek pomidorówka".

W hotelu są bary (kawa, herbata, lody, alkohol), night club i mini market - niewielki, ale ze wszystkim. Możecie kupić jedzenie, w tym zdrową żywność, książki, pamiątki, kąpielówki, zabawki - słowem wszystko, co mogłoby się przydać na wczasach. No i jest też SPA oraz mini przedszkole, z którego nie korzystaliśmy. 

Pogoda nas nie rozpieszczała, co w Primaverze nie miało żadnego znaczenia. Z hotelu nie trzeba wychodzić. Jestem pewna, że byli tam tacy, którzy nie wyszli, żeby zobaczyć Bałtyk.

Kto jednak wyjdzie, nie pożałuje. Są dwa place zabaw (albo i nawet więcej). Bardzo fajne! Jest miejsce do grillowania, basen zewnętrzny (wszystko nieczynne zimą, co jasne) oraz mini zoo. To ostatnie właściwie nieczynne i niewiele w nim zimą zwierząt. Jednak mimo to zobaczyliśmy piękne ptaki.







Podsumowując, Primavera to miejsce, gdzie chce się wracać. My - do większego pokoju. W budynku A. W A są sala zabaw, basen i mniejsza restauracja. Do budynku A z budynku B można się dostać łącznikiem (zimą jest w nim chłodnawo) i stromymi schodami - wózek nie ma szans. Latem to oczywiście nie ma większego znaczenia. Obsługa jest miła. Hotel jest zadbany i widać, że ten kto go prowadzi myśli, ma dobre pomysły i je realizuje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz