Moje pierwsze w życiu.
Zorganizowane przez Janka oraz jego klasę IB pod przywództwem pani Marty Twardak. Z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca.
Rodzice zostali zaproszeni na obowiązkową wywiadówkę. Bo dzieciaki rozrabiają. Najlepiej, żeby byli oboje. Rodzeństwo można zabrać, byleby byli wszyscy obecni. O 17:00 7. czerwca.
Gdy weszliśmy do sali klasy 1A w głównym budynku szkoły, to nas zamurowało.
Część wydzielona na scenę. Pięknie przygotowany stół z kubeczkami, talerzykami, serwetkami oraz babeczkami, truskawkami w czekoladzie i wielkim słojem lemoniady. Na tablicy kawiarniane rysunki. Jak się okazało - wszystko przygotowane, upieczone, umaczane w czekoladzie łapkami pierwszaków.
No i do tego nasze podekscytowane, ładnie i czysto (o 17:00 po całym dniu w szkole waldorfskiej to nie jest oczywiste) dzieci.
Domyślaliśmy się wcześniej, o co może chodzić. Spodziewaliśmy się występu, może laurek. A tu czekało na nas AŻ tyle.
Usiedliśmy i zaczął się wspaniały występ. Cudnie przygotowany. Recytacje, piosenki, gra na fletach. I wszystko z mocą tych siedmioletnich serduszek.
Wątpię, że ktoś się nie wzruszył.
Na koniec zostaliśmy obdarowani. Mama dostała broszkę wykonaną techniką filcowania na mokro oraz słonecznik i laurkę. Tata - swój portret w ozdobnym opakowaniu oraz laurkę. Wszystko wykonane przez Janka od początku do końca.
A po części oficjalnej jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy, a dzieciaki biegały po ogrodzie. Słońce świeciło i było pięknie.
Jerzo na początku wystraszył się nieco śpiewających dzieci, ale po 2-3 próbach został w sali na rękach mamy. Potem nawet w domu podśpiewywał "mama zadumana".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz