piątek, 3 maja 2019

Młyn Jacka

Znowu, znowu.
Bo lubimy. Bo nam tam dobrze. Jest, co robić, gdy pogoda piękna. Jest, co robić, gdy pogoda zła. Chłopcy lubią basen i salę zabaw - chociaż jest ona raczej dla maluchów. Lubią też zajęcia z animatorkami. Nie odbywają się one regularnie, recepcja też raczej trzyma je w tajemnicy - trzeba dopytywać. Podczas majówkowego pobytu (4 noce w hotelu) załapaliśmy się 2 razy.
No i są piłkarzyki i kręgle.
Na zewnątrz plac zabaw, siatka do gry piłkę i wybieg dla dzieciaków. No i wzgórze, które w końcu udało nam się zdobyć.
Tym razem tylko Jerzo nie był zadowolony. Długo się aklimatyzował, bał się basenu, źle się czuł w restauracji. Było mu ciężko poza domem. Najlepiej bawił się na dworze. Na szczęście wokół hotelu jest, gdzie się bawić. No i pogoda całkiem dopisała - wbrew prognozom. A Jerzo widocznie ma taki etap.




















Wracając do restauracji, jedzenie nieco rozczarowuje. Szef kuchni uwielbia mięcho najwyraźniej. O wegetariańskie potrawy trudno, o wegańskich możecie właściwie zapomnieć: bar sałatkowy i mleko sojowe. Potrawy nie są też dobrze opisane - nie wiadomo, co jest wege, a co bez glutenu itp. Słabo jak na hotel z 4 gwiazdkami. Niestety (albo "stety") mamy porównanie np. z Primaverą w Jastrzębiej Górze, gdzie udowodniono, że nawet w kuchni zbiorowej śniadanie nie musi oznaczać tylko jajecznicy i kiełbasek i że można pysznie gotować nawet wegańsko.
Ponieważ przed przyjazdem zgłosiłam, że nie jem mięsa, podczas 3 z 4 kolacji otrzymałam danie ekstra. Proste, ale smaczne. To bardzo miło ze strony hotelu. Podczas jednej z kolacji pani kelnerka nie miała pojęcia, o co chodzi, dopytała w kuchni i odpowiedziała - jak sądzę - cytując szefa kuchni: "Są kluski śląskie i gotowane warzywa". Były faktycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz