Tym razem naszym celem była uroczystość przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej Jagódki, której chłopcy są wujkami, ale dla ułatwienia ona wraz z siostrą i siostrami stryjecznymi nazywana jest kuzynką. Tak, to skomplikowane, ale nie bardziej niż w "Modzie na sukces".
Zanim dotarliśmy na Komunię musieliśmy w ogóle dotrzeć na wrocławski Oporów, gdzie mieszka nasza rodzina. Na dworzec - pięknie odnowiony - przyjechał po nas wujek chłopaków, który tak naprawdę jest mężem ich kuzynki (patrz wyżej). Pojechała z nim babcia Dana oraz nasze bagaże.
A chłopaki ze mną najpierw obmyli się nieco w fontannie przydworcowej, a potem wyruszyli na tramwajową wyprawę.
Ponieważ na tramwaj mieliśmy czekać AŻ 15 minut, zaczęliśmy się rozglądać i wypatrzyliśmy naprzeciw przystanku lodziarnię Mroźne i wpadliśmy na mini loda (po jednej gałce, bo ciocia czekała z obiadem, a ja sobie daruję tłumaczenie, czyja ciocia, czyja kuzynka) i kawę (po podróży coś mi się należało). Pyszne lody, przemiła pani, fajny klimat i piękny niedźwiedź polarny.
Tramwajem pojechaliśmy do końca, na Oporów. Stamtąd pieszo powędrowaliśmy wzdłuż rzeki (Ślęzy, nie Odry) do Parku Mamuta.
A potem dotarliśmy w końcu do celu. I zaczął padać deszcz. I padał przez wiele dni, ale nie o tym ten wpis.
Następnego dnia po imprezie wracaliśmy do domu. Pociągiem. Do odjazdu mieliśmy godzinę. Przyjechaliśmy na dworzec z babcią Daną, której pociąg odjeżdżał wcześniej. Ponieważ padało, a mieliśmy czas, zwiedziliśmy budynek dworca. Bagaże oddaliśmy do przechowalni (szafeczki na monety, a banknotów żaden sprzedawca nie chce rozmieniać), wjechaliśmy schodami na górę, zjechaliśmy windą. Nie poszliśmy na wystawę do BWA (według pracowniczki galerii była dla starszych - zaufaliśmy). Skorzystaliśmy z dworcowej toalety (2,50 od osoby, co strasznie rozśmieszyło chłopaków). A na koniec kupiliśmy na drogę Happy Meale (czasem można).
Tramwajem pojechaliśmy do końca, na Oporów. Stamtąd pieszo powędrowaliśmy wzdłuż rzeki (Ślęzy, nie Odry) do Parku Mamuta.
Następnego dnia po imprezie wracaliśmy do domu. Pociągiem. Do odjazdu mieliśmy godzinę. Przyjechaliśmy na dworzec z babcią Daną, której pociąg odjeżdżał wcześniej. Ponieważ padało, a mieliśmy czas, zwiedziliśmy budynek dworca. Bagaże oddaliśmy do przechowalni (szafeczki na monety, a banknotów żaden sprzedawca nie chce rozmieniać), wjechaliśmy schodami na górę, zjechaliśmy windą. Nie poszliśmy na wystawę do BWA (według pracowniczki galerii była dla starszych - zaufaliśmy). Skorzystaliśmy z dworcowej toalety (2,50 od osoby, co strasznie rozśmieszyło chłopaków). A na koniec kupiliśmy na drogę Happy Meale (czasem można).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz