niedziela, 12 maja 2019

Wrocław na super szybko

Tym razem naszym celem była uroczystość przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej Jagódki, której chłopcy są wujkami, ale dla ułatwienia ona wraz z siostrą i siostrami stryjecznymi nazywana jest kuzynką. Tak, to skomplikowane, ale nie bardziej niż w "Modzie na sukces".


Zanim dotarliśmy na Komunię musieliśmy w ogóle dotrzeć na wrocławski Oporów, gdzie mieszka nasza rodzina. Na dworzec - pięknie odnowiony - przyjechał po nas wujek chłopaków, który tak naprawdę jest mężem ich kuzynki (patrz wyżej). Pojechała z nim babcia Dana oraz nasze bagaże.
A chłopaki ze mną najpierw obmyli się nieco w fontannie przydworcowej, a potem wyruszyli na tramwajową wyprawę.





Ponieważ na tramwaj mieliśmy czekać AŻ 15 minut, zaczęliśmy się rozglądać i wypatrzyliśmy naprzeciw przystanku lodziarnię Mroźne i wpadliśmy na mini loda (po jednej gałce, bo ciocia czekała z obiadem, a ja sobie daruję tłumaczenie, czyja ciocia, czyja kuzynka) i kawę (po podróży coś mi się należało). Pyszne lody, przemiła pani, fajny klimat i piękny niedźwiedź polarny.



Tramwajem pojechaliśmy do końca, na Oporów. Stamtąd pieszo powędrowaliśmy wzdłuż rzeki (Ślęzy, nie Odry) do Parku Mamuta.





A potem dotarliśmy w końcu do celu. I zaczął padać deszcz. I padał przez wiele dni, ale nie o tym ten wpis.
Następnego dnia po imprezie wracaliśmy do domu. Pociągiem. Do odjazdu mieliśmy godzinę. Przyjechaliśmy na dworzec z babcią Daną, której pociąg odjeżdżał wcześniej. Ponieważ padało, a mieliśmy czas, zwiedziliśmy budynek dworca. Bagaże oddaliśmy do przechowalni (szafeczki na monety, a banknotów żaden sprzedawca nie chce rozmieniać), wjechaliśmy schodami na górę, zjechaliśmy windą. Nie poszliśmy na wystawę do BWA (według pracowniczki galerii była dla starszych - zaufaliśmy). Skorzystaliśmy z dworcowej toalety (2,50 od osoby, co strasznie rozśmieszyło chłopaków). A na koniec kupiliśmy na drogę Happy Meale (czasem można).








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz