Rano Jerzyk do przedszkola, a Julek do szkoły.
Janka drugi i ostatni dzień wycieczki.
Wrócił przed 13 - zeszli z Błatniej na parking przy Tartacznej. Pojechała po niego mama. Odwiozła do szkoły razem z Nestorem i Hanią. Cała trójka została w szkolnym ogrodzie. Julek miał jeszcze lekcje.
Więc mama po Jerzyka, z Jerzykiem po chłopaków, a potem do domu: po tatę i walizki. I do Brennej. Chłopcy do babci.
A rodzice do Krakowa.
Chłopcy spędzili wieczór z kasztankami.
Mama z tatą dotarli do Krakowa, do hotelu Mercure Stare Miasto. Kolację zjedli w Rangji Masala Dosa. To indyjska wegetariańska knajpka. Bistro takie. Skromne. Gotuje Hindus. Uczciwie i z sercem. Pyszne dosy, świetne dodatki. No i bez mięsa.
I jeszcze jest sympatycznie.
Fajne miejsce.
A potem spotkaliśmy się z Madzią i Josipem w Beer House. Restauracja ze sporym wyborem piwa, oczywiście. Poza tym można tam coś zjeść. Niezła pizza. Duży wybór przekąsek, przegryzajek do piwa. Sympatyczna obsługa i niewygórowane ceny. I jeszcze mają ogródek.
Nie siedzieliśmy długo, ale było bardzo miło. Trochę szok, wyjść bez dzieci wieczorem do knajpy. I to jeszcze w Krakowie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz