Od rana deszcz. Na Majorce też pada. Nawet dość solidnie. Ale na szczęście krótko.
Po śniadaniu chłopcy zrobili lekcje, mama miała hiszpański.
Deszcz zelżał akurat koło 11:30. Tata został przy pracy, a chłopcy z mamą poszli w Palmę. Cel: drogeria i uzupełnienie braków w mieszkaniu.
Cel pośredni: wędrówka ulicami Palmy, odkrywanie nowych miejsc, zwiedzanie, poznawanie.
Oba cele zrealizowane w 100%!
Zakupy zrobione, a po drodze:
wędrówka uliczkami Palmy,
bazylika świętego Michała,
sklep poświecony mandze,
piekarnia Forn des Teatre.
A w piekarni kupiliśmy pieczywo (a to niespodzianka!) oraz niezwykłe bułeczki-świnki. Słodkie! Dla Janka i Jerzyka z nadzieniem migdałowym (w końcu Majorka migdałami stoi), a dla taty z sobrassadą (też majorkańska jak nie wiem co). Julek wybrał sobie bułę - puchatą, drożdżową, obsypaną cukrem, bez nadzienia: coixi imperial.
Wszystko na wynos. Żeby zjeść w domu po obiedzie.
No i okazało się pyszne!
Tak posileni mogliśmy ruszyć na wielki spacer. Zwłaszcza, że pogoda się poprawiła. Nie tylko przestało padać - wyszło słońce i bluzy nieśliśmy w rękach i plecaku. W końcu nie na sobie.
Ruszyliśmy w stronę Castell de Bellver. To gotycki zamek na wzgórzu, wybudowany w XIV w. dla króla Jakuba II.
Szliśmy trasą wzdłuż portu, słynną promenadą. Potem odbiliśmy w stronę zamku i wspinaliśmy po schodach, między pustostanami, ciasnymi przejściami, wśród ścian upstrzonych mniej lub bardziej udanymi grafitti. I bardzo nam się to podobało - zwłaszcza chłopakom.
W stronę zamku to niespełna 3 km z naszego mieszkania, czyli z okolic katedery.
Potem wędrowaliśmy jeszcze pod górę chodnikiem, a już po przejściu bramy do zamkowego parku znowu schodami. I jeszcze schodami. Pokonaliśmy setki stopni. Ale warto było. Cudny spacer. Widoki niesamowite.
Na teren zamku nie weszliśmy. Byliśmy za późno. W marcu jest czynny do 18:00, a bilety sprzedawane są do 45 minut przed zamknięciem. Zwiedzimy go następnym razem. Acha, od kwietnia czynny będzie do 19:00.
Za to zrobiliśmy sobie mini piknik. Prowiant własny, bo na zamku już wszystko pozamykane o tej porze. Normalnie działa tam kawiarnia.
Wracaliśmy inną trasą - dla urozmaicenia. Nie przez port, tylko miastem. Długość trasy podobna - prawie 3 km, ale pokonaliśmy ją w krótszym czasie. W dół i bez tylu postojów na drzewo (wspinaczka lub pomarańcze!), na picie, na ....
W sumie cała wyprawa zajęła nam dobre 3 godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz