Tak naprawdę, to tygrys został skończony już wczoraj. Ale dziś zrobiliśmy zdjęcię. Tylko po to, żeby Jerzyk mógł tygrysa rozebrać i zabrać się za budowę pandy.
Do obiadu byliśmy w domu. Chłopcy potrzebowali czasu, spokoju. Chcieli zająć się swoimi sprawami, prezentami. Pobudować, konstruować, grać.
Ale po obiedzie: plaża, a po drodze już nasza piekarnia. Dwie bułki - trochę jak bagietki, ale ejdnak nie całkiem. Barra rustica.
Gorące.
Jedna zjedzona na plaży. Jak zwykle.
Druga - do domu.
A w domu po kolacji graliśmy w coś a la jenga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz