sobota, 7 grudnia 2019

Bajka Pana Kleksa

To było marzenie chłopaków. Odwiedzić nową salę zabaw w Katowicach, "Bajkę Pana Kleksa". Bilety znaleźli w kalendarzu adwentowym. Nie było wyjścia - pojechaliśmy.



BILETY
Są różne opcje, w zależności od tego, dla ilu osób dorosłych i dzieci kupujecie. Ale najfajniejsze jest to, że co pół godziny wpuszczane jest 30 osób. I bilet kupujemy na daną godzinę. Najmniej ludzi jest oczywiście zaraz po otwarciu, około południa robi się tłumnie.

Byliśmy trzeciego dnia po otwarciu. System właśnie przestał (albo jeszcze nie zaczął) dobrze działać. Otwarcie się opóźniło. Nie dostaliśmy bransoletek/opasek na rękę, które miały być potrzebne do zeskanowania przy znalezionych sekretach Pana Kleksa. 
W końcu udało nam się wejść.

SALA ZABAW

Powitał nas Pan Kleks. Potem wysłuchaliśmy głosu Piotra Fronczewskiego (filmowy Kleks), który opowiedział nam o Beboku i sekretach, które mamy odszukać.




W końcu mogliśmy wejść.
Na zdjęciach sala sprawia wrażenie większej. Pierwsze wrażenie więc: jakie to małe! SERIO. Mimo że jest duża, ale jakoś tak wyobrażaliśmy ją sobie inaczej. Że każda kraina to oddzielne pomieszczenie, a tymczasem wszystkie są w jednej sali.
Wszystko jest śliczne. Pięknie wymyślone, świetnie wykonane (poza basenem z kulkami w Abecji, z którego swoją drogą dobrze pomyślane, zabezpieczenie brzegu odkleiło się nieco). Cudnie jest przenieść się do świata znanego nam z książek i filmów.
Chłopcy z radością odkrywali kolejne zakamarki. Zadania były dla nich (za) łatwe i w mig znaleźli wszystkie trzy sekrety. W ogóle jakoś ich te zadania nie zainteresowały. Co nie jest winą zadań. Byli pierwszy raz w nowym miejscu - idealnym do zabawy. Po prostu woleli odkrywać sami, co się kryje w każdej z krain i bawić się we własne zabawy. To starsi.
A Jerzyk jest zwyczajnie za mały na zadania i z radością bawił się i cieszył się salą, zabawkami i wszystkim, co tam znalazł.
Dlatego myślę, że nie byliby zainteresowani oprowadzaniem przez Pana Kleksa. Wolą bawić się sami, w swoje zabawy. W "Bajce" jest tyle możliwości, że nawet przy słabej wyobraźni nie można się nudzić.
Cudny jest Psi Raj - świetne podniebne miejsce, gdzie można się wyciszyć i trochę schować przed zgiełkiem innych krain. Fajnie tak wylądować na chmurce. W Psim Raju znajdziecie też mnóstwo planszówek i wygodne miejsca do siedzenia, by w nie zagrać. A ja mam nadzieję, że te gry przetrwają jeszcze długo...
Ale to nie tylko miejsce do wylegiwania się. Jest prawdziwy podniebny tor przeszkód: można  m.in. poskakać po chmurkach.









Drugim ulubionym miejscem Jerzyka okazała się podwodna Abecja. Przyciemnione światło, tajemniczy basen z kulkami, wodne zwierzęta i jest dobrze.









Królestwo Bajdocji jest super, ale dla dzieci większych niż Jerzo. Statek cudny, ale schody zbyt strome.






Planeta Fantazja malutka, ale świetna dla starszych dzieci. Najlepsza zabawa jest na Voltanie II. Janek też z wielkim zaangażowaniem rozwiązywał quizy Robota Silvera.














Kraina Szpaka Mateusza jest cudna: ściana z guzików czy pełna szufladek - rewelacja. Ale ponieważ to  sala przechodnia, trudno się w niej bawić, jest tam zawsze tłum.














No i wreszcie Ostatni Rezerwat Przyrody: od niego się zaczyna. Jednak chłopcy niewiele spędzili tam czasu. To raczej miejsce, gdzie rodzice mogą sobie posiedzieć, gdy ich starsze dzieci bawią się za drzwiami w krainach "Bajki Pana Kleksa".





Jest on połączony z kawiarnią "Meluzyną" - zaskakująco małą, zbyt małą na tę ilość odwiedzających. Słodkości smaczne, kawa dobra. Plus za mleko roślinne. Minus za brak wytrawnych przekąsek. A ciepłe przekąski typu mini pizza sprawiłyby, że zostalibyśmy dłużej - wyjątkowo mogłyby zastąpić obiad.




I jeszcze plus za toaletę urządzoną z myślą o dzieciach, też tych najmłodszych. Jest przewijak,  a nawet pieluszki.



Brakowało nam trochę zjeżdżalni dla mniejszych dzieci - takiej dla Jerzyka. Obie rury są dla niego nie tylko zbyt straszne (bo zamknięte jak to rury), ale przede wszystkim zbyt niebezpieczne: jedna wpada do basenu z kulkami, w którym ciągle ktoś się bawi i łatwo się z kimś zderzyć, a druga kończy się dość wysoko nad podłogą i zjazd kończy się bolesnym upadkiem na pupę. Brakuje takiego miejsca, gdzie Jerzo mógłby być prawie sam - np. sam wchodzi po bezpiecznych schodkach i sam zjeżdża. Ale na stronie "Bajki Pana Kleksa" wyraźnie napisano, że to raj dla dzieci w wieku 5-12 lat. Myślę, że i czterolatek spokojnie da radę. Poczekamy więc, aż Jerzo podrośnie i wtedy spokojnie napijemy się kawy w "Meluzynie". Póki co - ganiamy za Jerzem.
Janek i Julek dawali sobie świetnie wszędzie sami radę.


Rozczarowało nas tylko, że nie wszystkie krainy były czynne. Zamknięte Złomowisko Robotów to był cios zwłaszcza dla Julka. Nie działał też fotel Wielkiego Elektronika. Słabiutko, bo po pierwsze: nie wiedzieliśmy o tym, a po drugie: cena biletów nie była wcale niższa na tę okoliczność, i wreszcie po trzecie początkowo pracownicy zachowywali się, jakby Złomowisko Robotów właściwie nam się przyśniło. Po naszych naciskach przyznano się nam, że zwyczajnie zabrakło czasu na przygotowanie tej atrakcji. 

Cała trójka naprawdę dobrze się bawiła i chcą odwiedzić "Bajkę" po raz kolejny. My chętnie tam z nimi pojedziemy, bo miejsce jest po prostu ładne, przemyślane, bez tandety, daje mnóstwo możliwości do zabawy. No i od zawsze kochamy Pana Kleksa. W końcu to też książki naszego dzieciństwa. I filmy też.

1 komentarz:

  1. Warto od czasu do czasu zabierać dzieci do centrów zabaw. Tam mają szansę na owocne spędzanie czasu z rówieśnikami. Tego typu miejsca uczą kontaktów społecznych oraz przyczyniają się do rozwoju licznych umiejętności.
    https://smartkidsplanet.pl/

    OdpowiedzUsuń