Tak krążyliśmy wokół tej Szyndzielni od dwóch dni. Przyszedł czas na wjazd na górę. A co!
Kolejką.
Koszt biletu w obie strony dla 3 chłopaków i jednej mamy: 125 zł.
Chłopakom bardzo się podobało. Najbardziej Jerzykowi, zwłaszcza, że jechał pierwszy raz.
Pieszo dotarliśmy do schroniska na Klimczoku. Tam zjedliśmy obiad: naleśniki. Ceny przemilczę, żeby nie zepsuć opisu relacji z pięknej, rodzinnej wycieczki.
Trochę się chłopcy pobawili w drodze powrotnej do stacji kolejki i ponieważ coraz abrdziej zanosiło się na deszcz, wsiedliśmy do wagonika.
Jeszcze przed deszczem dotarliśmy do baru Pod Dębowcem. A tam jest pięknie, co już wiemy, bo Jerzyk odwiedził już to miejsce z mamą. I są lody od Jednorożka! I pyszna kawa. I pięknie jest.
W ulewnym deszczu wsiadaliśmy do samochodu. Pojechaliśmy jeszcze do centrum. Do Dedalusa, czyli Księgralni. Bo to ulubione miejsce na mapie Bielska.
No i jeszcze Julka odwieźliśmy na kurs mangi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz