piątek, 4 września 2020

Pandemia. Dzień 177.

Jerzo zaczął dzień od płaczu, że najwyżej to on może pojechać do szkoły, odwieźć braci, i wrócić do domku. Do auta wsiadł. Jak zwykle z zachwytem opowiadał o każdej mijanej budowli i budowie, samochodzie, koparce itp. Bez problemu dał się zawieźć do przedszkola. Wszedł i przebrał się również bez problemu. Jeszcze na korytarzu spotkał ciocię Renię i po prostu do niej poszedł. Przytulił się i już został.
Mamę powitał, jak zwykle, słowami: "Byłem w przedszkolu!".


Potem oczywiście pojechał z mamą po braci do szkoły. Gdy w końcu udało się wyciągnąć całą trójkę z ogrodu szkolnego, pojechaliśmy na lody do "Odpocznij, człowieku".
Byliśmy sami, bo przyjeżdżamy na otwarcie lodziarni.





A w domu: DUPLO, książki, zabawy w ogrodzie, trampolina... Tata ścinał żywopłot. Mama haftowała torbę przedszkolną dla Jerzyka.





A na trampolinie właśnie Julek wygłupiał się z Jankiem. A potem się trochę posprzeczali. No i coś poszło nie tak. Wrzask i płacz Julka przerwał względny spokój. Kciuk lewej ręki zaczął mu puchnąć u nasady. Uderzony. 
Dostał środki przeciwbólowe i pojechał z mamą do Szpitala Pediatrycznego.
Pandemia, więc w przedsionku mama wypełniła ankiety dotyczące Julka i siebie samej. Pomiar temperatury (oboje mieliśmy 36,1), dezynfekcja rąk i do poczekalni.
Po 40 minutach, a byliśmy niby jedyni, wezwała nas pani doktor. Popatrzyła na dłoń Julka i wypisała skierowanie na RTG. 



Kolejne oczekiwanie. Jakieś 30 minut pod pracownią RTG. Przed nami był jeden pacjent - też czekał. Jak już pani radiolog zaczęła wpuszczać i robić zdjęcia, to poszło to szybko.
Potem znów czekanie. Aż w końcu diagnoza: brak urazów kości. Pewnie stłuczenie. Stawu nikt nie badał wszak.
Chłodzić, odciążyć.
Przed 22 pojechaliśmy do domu.
Wszystko zajęło 2 godziny. Na szczęście mama wzięła Julkowi nowy zeszyt Thorgala. I okulary. Przeczytał całość. Za mało jednak wzięliśmy do czytania, na ostatnie 20 minut zabrakło.
Zszokowały nas w poczekalni dwie rzeczy:
1. u większości osób maseczki założone tylko na usta (nosy odsłonięte) i brak reakcji na to ze strony personelu szpitala;
2. Julek był jedyną osobą czytającą słowo drukowane; pozostałe osoby, dzieciaki i ich rodzice siedzieli z nosami w telefonach.

W domu chłopcy już spali. Julek zjadł - wcześniej woleliśmy trzymać go bez jedzenia na wypadek, gdyby miał być poddawany znieczuleniu - i poszedł spać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz