sobota, 20 sierpnia 2022

Do Włoch

Dzisiejszy dzień okazał się być tym najtrudniejszym. 

Plan przewidywał 5 godzin podróży, dojazd do Piacenzy, lody w mieście i spanie w hotelu.

Z Klagenfurtu wyjechaliśmy po treningu, zakupach na drogę i śniadaniu, i kupieniu kawy na drogę. Pani w barze nie mogła uwierzyć, że chcemy kawę frappe: mocną, na kostkach lody, z odrobiną mleka roślinnego. Powiedziała, że nie ma tego, jak skasować, więc policzy nas jak za dwa espresso, bo to nie może być dobre.








Było pyszne! I niedrogie.

Koszmar zaczął się po przekroczeniu granicy.

Pierwszy korek do bramek na włoskiej autostradzie zabrał nam dobrą godzinę. Lekko 10 km.

Potem nie było wcale lepiej. Korki do bramek, korki przez wypadki. Zawalone totalnie miejsca postojów: parkingi, stacje benzynowe. Droga benzyna.

Dobrze, że mieliśmy własne zakupy. Zrobiliśmy po prostu postój na stacji - gdzie się udało cudem zaparkować - i na stoliku w umiarkowanym cieniu zrobiliśmy sobie świeżutkie kanapki. Mieliśmy soki, kawę udało się kupić. Piknik jak ta lala!


Kolejny postój na parkingu - na deser - croissanty jeszcze z Austrii.





A potem już wszyscy byli tak zmęczeni, że mieli siłę tylko na głupawkę.









Gdy dotarliśmy do hotelu Best Western w Piacenzy, zaczynało się ściemniać.

Hotel fajny, trochę vintage.

Pan nam tylko zapomniał powiedzieć, że możemy zaparkować na parkingu podziemnym. 

Na szczęście przypomniało nam się, że specjalnie szukaliśmy noclegu z bezpiecznym parkingiem, bo nie chcieliśmy się bać o wyładowane rzeczami auto.

Zapytany o garaż recepcjonista wskazał drogę. Nie rozumiał, że to on miał nam o tym powiedzieć przy zameldowaniu. No skoro nie pytaliśmy...

No przecież!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz