wtorek, 23 sierpnia 2022

Prom

 Bilety kupiliśmy już dawno. Dla nas, dla samochodu. No i jeszcze wynajęliśmy kajutę. Za radą przyjaciółki. Kajuta niewielka, ale rada ogromnie pomocna! Rzeczywiście - 11 godzin na promie, nawet w dzień - to jest coś. Kajuta bardzo nam pomogła.

Prom Corsica ferries

Ale zanim trafiliśmy do kajuty, minęło trochę czasu.

Najpierw po 5 rano wyjechaliśmy z Six Fours. Chłopcy wstali jakimś cudem. Ubraliśmy się i do auta.

W Tulon ustawiliśmy w porcie grzecznie w kolejce i czekaliśmy na wpuszczenie na pokład.





W końcu zaparkowaliśmy samochód na promie. Wzięliśmy potrzebne rzeczy i poszliśmy z nadzieją na kajutę. Ale nie nie, żadnej kajuty. Najwcześniej 30 minut po opuszczeniu portu miała być gotowa. Tymczasem mogliśmy iść do kawiarni albo siedzieć na korytarzu. Wybraliśmy kawiarnię.



Doczekaliśmy się kajuty. Ciasna, ale własna. I bardzo się przydała. Bo z łazieneczką. Łóżkami, z których skorzystaliśmy wszyscy (oprócz Jerzyka), żeby odespać krótką noc.



Potem wędrowaliśmy po promie. W te i we wte. 

Sala zabaw - zamknięta! Jak głosiła kartka - z w powodu pandemii. Na szczęście około 11 została otwarta.

Potem szukaliśmy pizzerii (jej reklamy wsiały na całym promie). Szukaliśmy, bo jako alternatywę mieliśmy elegancką restaurację z koniecznością rezerwacji stolików i owocami morza albo bistro-stołówkę z tacami i daniami za szybą nakładanymi z bemarów. 

W końcu zapytaliśmy w recepcji.

"I'm sorry. There is no pizzeria today."



No to zjedliśmy w bistro. Jedzenie przyzwoite. Bez szału, ale przynajmniej świeże. O ceny nie pytajcie. Ale patrząc na rachunek, można sobie wyobrazić, że to nie były nuggetsy, tylko homar.


Poza tym graliśmy w gry, chłopcy bawili się w sali zabaw, wychodziliśmy na pokład...
Acha, basen był czynny, gdy strasznie bujało (a bujało na początku solidnie!). Potem wypuszczono z niego wodę i gdy prom sobie spokojnie płynął, nie można było korzystać z basenu.



Na korytarzu, na siedziskach w kawiarni czy bistro koczowało mnóstwo ludzi.
















No i w końcu zobaczyliśmy Majorkę!
I port w Alcudii...










Prom zacumował. Wyjechaliśmy na ląd. I jeszcze 30 minut jazdy i byliśmy w Alaro!
A tu wynajęty dom. Do 20. września. Co potem, się okaże.
Póki co - mamy dom na zboczu góry z widokiem zapierającym dech.
No i udało się!
Zrobiliśmy to. Dotarliśmy samochodem na Majorkę.
Oto jesteśmy!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz