Urodziny mamy.
Dzień pełen niespodzianek.
A dla mamy najlepsze urodziny w życiu!
Zaczęło się od życzeń, laurek i prezentów.
Potem śniadanie w cudnej piekarni Lluis Perez.
A po drodze dołączył do nas motyl.
Każdy wybrał sobie wymarzonego croissanta: Janek i Jerzo z malinami i lukrem, Julek - z czekoladą i orzechami laskowymi, tato - z indykiem, ogórkami i musztardą francuską, a mama z kremem migdałowym i wanilią i migdałami. I jeszcze pyszna kawa! Wymarzone śniadanie!
A potem poszliśmy do Forn de la Soca po ciacho. Padło na gato - tradycyjne majorkańskie ciasto na mące migdałowej. Pani nam pięknie pokroiła je na 5 kawałków i ruszyliśmy na przystanek autobusowy.
A tam: parada anulada. Pytamy pań na przystanku, dokąd mamy iść, bo chcieliśmy się upewnić, czy dobrze rozumiemy, że przystanek działający jest w odległości ok. 1 km. A panie w szoku, bo siedziały sobie na ławeczce, gadu-gadu, i czekały na autobus.
Poszły z nami na następny przystanek - też wyłączony. One zrezygnowały. My poszliśmy dalej. Autobus nadjechał!
Nr 4. Kierunek: Ses Illetes. Czas podróży: 30 min. Koszt: po 2 euro od osoby oprócz Jerzyka, który jeździ za darmo.
Dotarliśmy na naszą ulubioną z bliskich plaż.
A tam tata i chłopcy przygotowali piknik urodzinowy!
Były świeczki (cudem się udało, bo wiało wietrzysko), ciacho, truskawki, szampan dla dzieci i musująca sangria Lolea dla rodziców.
Idealne urodziny!
Do domu wróciliśmy na późny obiad. A potem - spacer wzdłuż Bastio de Sant Pere, a tam wystawa poświęcona zmianom klimatycznym i ochronie środowiska.
Dotarliśmy do El Jonquet - dzielnicy z wiatrakami. Tak, właściwie w środku miasta można trafić na stare wiatraki!
Wracając, zaliczyliśmy plac zabaw i najlepsze lody w mieście Rivareno.
To był piękny, radosny dzień.
Chłopaki, dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz