Wolne, bo Święto Marcinowe - tak mówi Jerzyk.
Przy okazji rocznica odzyskania niepodległości, ale tłumaczenie zawiłości historycznych darujemy Jerzykowi póki co.
O poranku Janek i Julek wyruszyli z kilkoma kolegami ze szkoły pod opieką taty Ali z Janka klasy, a przy okazji przewodnika górskiego i właściciela PaloSanto, na wyprawę. W góry, do jaskini i na drzewo - jak się okazało. Poza wędrówką i zabawą było też o nawigacji, poruszaniu się i zachowaniu w górach i w lesie.
Startowali z Przegibka, odwiedzili Wietrzną Dziurę, zwaną Smoczą Jamą.
Mama, pod odwiezieniu chłopaków, pojechała do Mazańcowic, do Pracowni Loska, żeby w tym niezwykłym miejscu, w cudnej energii wraz z trzema innymi kobietami stworzyć coś ładnego. A co, to się dopiero okaże, jak będzie gotowe.
Jerzo był w domu z tatą.
Mama wróciła, zjedliśmy obiad i Jerzyk z mamą pojechał odebrać wędrowców.
Po powrocie do domu, zaczęliśmy domowe świętowanie.
Tata rozpalił ognisko, na którym upiekliśmy oscypki i kiełbaski. Rogale upiekły się za to w piekarniku. Zapaliliśmy lampiony, śpiewaliśmy marcinowe piosenki.
Taki nasze czary-mary.
Chłopcy ganiali wokół ognia do późna. Jerzo wytrwale wrzucał w płomienie patyczki i listki.
Jeszcze wieczorem mama miała hiszpański.
I po świętowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz