Plan przewidywał, że dzieci do placówek, mama do Bytomia do babci Dany, potem do Rudy Śląskiej na sesję i po chłopaków. Z nimi do centrum Bielska, gdzie starszaki - jak zwykle - na mindfulness. No i do domu.
Ale Jerzo kaszlał już w nocy. Okropnie. Nie wiem, jakim cudem się wyspał. Wstał normalnie, zjadł śniadanie z apetytem, ale też z okropnym kaszlem.
Pokaszliwał też Janek.
Obaj zostali w domu. Z tatą.
Do szkoły pojechał więc tylko Julek.
Mama na Górny Śląsk - zgodnie z planem.
A tam odwiedziła babcię Danę i wzięła udział w sesji zdjęciowej na zaproszenie firmy Bäckerei Bytom.
A potem do domu po chłopaków, z nimi po Julka. Na lody (Jerzo tak kaszlał, że dał radę zjeść tylko pół gałki), starszaki więc na mindfulness, a Jerzyk z mamą do pediatry.
W międzyczasie lunął deszcz i zaczęła się burza.
Dotarliśmy do lekarki. Tak, to alergia.
Biegiem po Janka i Julka, bo skończyli zajęcia.
Do apteki i do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz