Hiszpański, pianino, obiad. I do babci Ali, która od dwóch dni jest u siebie w domu.
Julek został z mamą, bo okropnie kaszle. A kaszel to ostatnia rzeczy potrzebna babci, która ma świeże pooperacyjne rany klatki piersiowej.
U babci jest ciocia Żaneta. Jerzyk dostał od niej urodzinowy prezent: wymarzoną układankę "Pociągi" z Czu-czu.
W domu kolacja i wyruszyliśmy na koncert. Tak długo wyczekiwany przez mamę i Janka. Ciągle nie możemy uwierzyć, że Kwiat Jabłoni zaśpiewał w naszym Jaworzu.
Koncert był fantastyczny.
Źle nagłośniony, ale trudno, to drobiazg do wybaczenia.
Było świetnie.
Jerzyk i Janek bawili się z mamą pod sceną. Julek wytrzymał 2/3 i pojechał z tatą do domu.
Tato wrócił po resztę i załapał się na finałową piosenkę.
A podczas koncertu Jerzyk i Janek tańczyli, klaskali, śpiewali. Gdy koncert się skończył, JErzyk był bardzo niezadowolony i rozczarowany, że to już.
Po powrocie do domu - padli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz