Od razu po lekcji Janka poszliśmy do ogrodu. I tak zostaliśmy tam do wieczora.
Na drugie śniadanie było nasze no-waste'owe wegańskie ciasto marchewkowe. Do picia - jak u dawnych ludów bywało - napar z ziół, a więc z młodej pokrzywy, szałwi i mięty. Wszystko zebrane w naszym ogrodzie.
Julek wykuwał rysunki w kamieniu.
Janek miał przerwę na angielski.
Na obiad bezmięsny gyros.
Rysowanki, kolorowanki, nalepianki. Relaks.
A potem posadziliśmy kiełkujące nasiona jabłoni.
Kilkanaście dni wcześniej Julek zalał 4 pestki z jabłka. Płukaliśmy je, zmienialiśmy im wodę. I proszę.
Trafiły do ziemi. Póki co są w doniczce w ogrodzie. Przezimują pewnie w domu.
Posadziliśmy też kiełkujące fasolki mung. Zobaczymy, czy wyrosną.
Lepiliśmy też z wosku.
I rysowaliśmy kredą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz