czwartek, 3 czerwca 2021

Pandemia. Dzień 439.

TyDzień Dziecka kulminacja!
Dzień wielkiej niespodzianki.
Wyjeżdżamy na długi czerwcowy weekend na wczasy do Muszyny.
Chłopcy zaskoczeni i zachwyceni. Spakowali swoje plecaczki, bo walizki z ubraniami rodzice przygotowali jeszcze wczoraj.
Ruszyliśmy po śniadaniu.

Po drodze zahaczyliśmy o Stary Sącz. W końcu z mamą Kingą nie wypada nie odwiedzić tego miejsca, będąc tak blisko.
A tam lody.
W maleńkiej, rodzinnej, oldschoolowej cukierni. Cukiernia jak z lat dzieciństwa mamy i taty. A te lody... Sztos!
Wszystkie pyszne. Naturalne. Jak sprzed lat. 
Różane ogłosiliśmy najlepszymi lodami różanymi, jakie jedliśmy.
Ta cukiernia to Cukiernia Jeziorek w samym Rynku. Skromna, może nie zachęca jak głośne reklamy czy modne loga. Nie dajcie cię zwieść. Ukrywa skarby.
Bez problemu tam można dotrzeć. Parkować można na samym Rynku (to akurat szkoda, bo milej by było bez samochodów w takim miejscu.
I spokojnie można zjeść porcję więcej - lody nie są drogie. 














No i ruszyliśmy dalej.
Do celu naszej podróży już był rzut beretem. Jechało się już lepiej, bo było ok. 14 i procesje porozchodziły się na świąteczne obiadki. Drogi pootwierano, poznikały korki. (Jak się potem dowiedzieliśmy na chwilę tylko, by wrócić po godzinie 16, gdy stało się w wielkim korku, chcąc wjechać do Krynicy.)




Na 15:00 dojechaliśmy do hotelu Klimek. Szybko dostaliśmy pokój i poszliśmy na smaczny obiad do hotelowej restauracji. 
A potem oczywiście na basen. Do aquaparku hotelowego. To trochę zbyt szumna nazwa jak na ten kompleks. Ale jest wszystko, co trzeba: basen sportowy, brodziki dla dzieci, jacuzzi, duża zjeżdżalnia. I wszystko czyste, ładne, zadbane. I są ratownicy. Dwaj. I naprawdę pracują. W akcji ich nie widzieliśmy - na szczęście. Ale pilnują, zwracają uwagę, gdy trzeba. Nie siedzą na telefonie. Dobrze jest wiedzieć, że jeszcze jedna para oczu, a nawet dwie pilnują naszych dzieci. No i nas też.











Po basenie zaliczyliśmy jeszcze przyhotelowy ogród - niestety blisko parkingu, ale nie ma tam wielkiego ruchu. Jest ładne oczko wodne, troszkę miejsca do siedzenia, kort tenisowy, boisko do piłki plażowej, dwa place zabaw. Dobrze zagospodarowany, stosunkowo niewielki teren. Jest miło, woda szumi, ptaki śpiewają.

Przysługiwał nam powitalny drink w pubie hotelowym, więc z niego skorzystaliśmy. A co!




























Poszliśmy też na mini spacer po najbliższej okolicy, czyli nad rzekę.




No i jeszcze zaliczyliśmy salę zabaw. Jest na naszym piętrze. Jutro pewnie nawet Jerzyk będzie sam do niej śmigał.




Kolacja - dla chętnych w pokoju. Jerzyk wybrał chlebek z gomasio (prosto z domu), Janek i Julek oraz tato  - też kanapki, a mama - sałatkę z truskawkami.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz