Janek pojechał na pierwszą szkolną wycieczkę z noclegiem poza domem.
Już jest taki duży i dzielny. Tylko się cieszył na wyjazd. Zero stresu. Zero płaczu za domem.
Dziś pojechali do Kubisówki. Stamtąd ruszyli na Krawców Wierch. W Kubisówce zjedli obiad i zrobili ognisko. I nawet nocną imprezkę. Taki był plan.
Pojechał bez telefonu, bo telefonu nie ma, więc nie jesteśmy na bieżąco. Wychodzimy z założenia, że brak telefonu z SORu to dobra wiadomość.
A Julek z Jerzykiem pojechali do szkoły i przedszkola. Mama odebrała ich jak najwcześniej. I pojechaliśmy na bielski Rynek. Na lody do Jednorożka. Przy okazji odkryliśmy rewelacyjny sklep na ul. 3 Maja - księgarnię Dedalus. Książki od podłogi po sufit. Jakieś tysiąc gier. I pan (właściciel?), który o tych grach wie chyba wszystko. We wszystkie chyba grał. Oczywiście nie wyszliśmy z pustymi rękami. I na pewno wrócimy.
Póki co Jerzyk ma nową grę Granny "Smok Wawelski". Jest świetna dla takiego malucha. Rozgrywka jest szybka, dynamiczna, zrozumiała dla niego. Ćwiczy kolory. Przy okazji można grać w wersję kooperacyjną - tak więc przygrywamy albo wygrywamy wszyscy razem. Gra ma jeszcze jeden plus: nie jest nudna ani męcząca dla starszych graczy. Fajna jest. Polecamy.
A po południu chłopcy pojechali z tatą na rowerach do amfiteatru.
A wieczorem, gdy Jerzo już zasnął, graliśmy we trójkę w "Gorącego ziemniaka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz