piątek, 4 czerwca 2021

Pandemia. Dzień 440.

Pobudka, śniadanie w hotelowej restauracji, na 9:00 pojechaliśmy do stacji kolejki na Jaworzynę Krynicką.


Byliśmy pewni, że, jak co sobotę, czynna jest od 9 rano właśnie. Ale przecież dziś jest piątek! Kasy były otwarte. I było sporo ludzi, którzy pomyśleli podobnie do nas. 
Ach, ten długi weekend!
Bilety kupiliśmy w kasie. Okazały się tańsze niż w opcji przez internet. Tylko dlatego, że pani kasjerka wzięła pod uwagę zniżkę za KDR. Przez internet nie potrafiliśmy z tej zniżki skorzystać.
Przejażdżka tam i z powrotem dla naszej piątki to nieco ponad 100 zł.
A ponieważ kolejka miała ruszyć o 10:00 (jak co piątek), to czekało nas czekanie w kolejce na kolejkę. 40 minut. Na szczęście pogoda piękna, w pobliżu łąka i bezpieczny teren. Chłopcy trochę marudzili, że czekamy, trochę się bawili. My prowadziliśmy kolejkowe pogawędki na każdy temat.
I nagle kolejka ruszyła! Wcześniej! Hurra!










Wjechaliśmy. Cały przejazd to jakieś 10 minut. Jerzo początkowo był trochę sceptyczny. Ale z każdą chwilą coraz bardziej zachwycony.
Widoki cudowne!


I nawet widać Tatry!


Byliśmy stosunkowo wcześnie, więc restauracje na górze dopiero się otwierały. Powędrowaliśmy sobie po szczycie, poczekaliśmy chwilę i się doczekaliśmy.
Kawa i soczek na szczycie z takim widokiem to jest coś.
I tu kolejne zaskoczenie: ceny. Przystępne - jak na szczyt góry. Właściwie tzw. normalne.
Acha, byliśmy w Karczmie Harnaś.








Zjechaliśmy na dół. I naszym oczom ukazała się gigantyczna kolejka do kolejki. Warto było jednak wcześniej i poczekać te 20 minut. 


Z Jaworzyny Krynickiej pojechaliśmy do centrum Krynicy zaparkowaliśmy bez problemu. Przypominam, że pora była przedpołudniowa w piątek. Opłatę za parking pobiera pan parkingowy - uwaga! Trzeba mieć gotówkę.
Naszym celem był deptak. Zaczęliśmy trasę przy starym Domu Zdrojowym.
Pijalnia z powodu pandemii wygląda inaczej nieco. System wydawania wody jest inny. Wodę nalewają panie zza szyby. Kupiliśmy więc butelkowaną. Mineralną, ale łagodną. Taką, by chłopcy mogli bez obaw pić.
Wypiliśmy ją w uroczej altance (nieco popisanej przez wandali).






A potem spacer. Fontanna - najlepszy punkt programu dla Jerzyka!



I pomnik Bogusława Kaczyńskiego.


I "pana Nikifora" - jak nazywa go JErzyk.







No i lody! 
Pyszne! Jedzone na ławeczce. Ale nie szkodzi, bo pogoda piękna i miejsce miłe.
Kawiarnie nas rozczarowały - wszędzie lody Koral. A tutaj pyszne, naturalne, rzemieślnicze lody. Ze stylowego wózeczka. Serwowane przez stylową obsługę - i przesympatyczną przede wszystkim. W niezłej cenie (taniej niż w Bielsku!).





No i wróciliśmy do hotelu. Wracając, mijaliśmy wielki korek samochodów w stronę Krynicy.

Po wycieczce basen i sala zabaw, i obiad.











A po obiedzie wycieczka. Tym razem po najbliższej muszyńskiej okolicy. Zaczęliśmy od mofety.
Skromne miejsce, ale oznaczone, parking na poboczu. Żeby zobaczyć "gejzery", trzeba zejść po schodach (drewniane, rozpadające się nieco) i mostek (dziurawy). Wózka nie ma sensu brać. Trasa jest krótka. Więcej się nachodzicie, schodząc z drugiego piętra w bloku.
Miejsce urokliwe i sama mofeta - ciekawa, bo niespotykana. Z drugiego końca Polski nie jechałabym specjalnie, żeby to obejrzeć. Ale jako lokalna ciekawostka - fajne.











Dalej pojechaliśmy do centrum Muszyny, do Ogrodów Sensorycznych. Zaparkowaliśmy na parkingu przy głównej drodze. Parking bezpłatny.
Stamtąd powędrowaliśmy pod górę i weszliśmy na teren ogrodów. To wejście bez schodów, od strony ulicy Mściwujewskiego, powyżej sanatoriów.
Wstęp bezpłatny.





Miejsce cudne! Podzielone na strefy dotyczące różnych zmysłów. I tak mamy strefę zapachu, dźwięku, smaku, wzroku.
Przyznaję, że dla nas to wszystko troszkę naciągane, może ciut pretensjonalne. Ale sam park jest piękny, cudnie położony. Zadbany, czysty.
I mnóstwo w nim ładnych miejsc i fajnych szczegółów, drobiazgów do odkrywania.
Jest wieża widokowa.
A także kawiarnia (słaba).


































Z ogrodów pojechaliśmy na muszyński Rynek.
Parkowaliśmy przy samym Rynku - parking bezpłatny.











A po powrocie do hotelu: plac zabaw, no i wieczorny basen (Janek, Julek i tata, bo Jerzyk poszedł spać).







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz