Szkoła, przedszkole. A do przedszkola pojechały z nami nowe "kantofelki" - ekotuptusie, które przyszły wczoraj.
Po przedszkolu Jerzyk zjadł w domu obiad i czytał z mamą.
Najpierw "Porę na potwora". To niezwykła książka Mizielińskich. Z kawałków ilustracji przedstawiających zwierzęta oraz UFO można ułożyć te właściwe (z właściwymi podpisami) lub właśnie potwory i dziwadła o dziwacznych, czasem śmiesznych nazwach. Kombinacji jest 729, więc nudy nie będzie.
A potem czytaliśmy jedną z naszych rodzinnie ulubionych książek "Gdzie jest moja czapeczka?". Już o niej pisałam, gdy Julek był młodszy niż Jerzyk teraz. W TYM poście.
Obie książki wydało wydawnictwo Dwie Siostry.
A potem Jerzyk robił z mamą naleśniki - czyli kontrolował jakość.
Gdy Janek i Julek pojechali na karate, Jerzyk poszedł z mamą i tatą na spacerek.
Wracającym z treningu starszakom, towarzyszył taki zachód słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz