Poniedziałek, a my w domu. Janek i Julek nadrobili lekcje, a potem pisali książki. Jerzyk budował, rysował.
W ogrodzie główną zabawą była "W chowanego". Jerzyk się chowa, a gdy szukający kończy liczenie okrzykiem "Szukam!", Jerzyk wyskakuje z kryjówki, wołając "Tu jestem!". Potem pomaga szukać reszty graczy. Gdy on jest szukającym, po prostu z radością szuka pozostałych.
Janek w międzyczasie czytał swój nowy słownik. Obrazkowy, z realistycznymi zdjęciami, podpisami po polsku i po niemiecku. Zapis fonetyczny dotyczy polskiej wymowy, bo to słownik dla niemieckojęzycznych osób uczących się polskiego. Z wymową Jankowi pomoże mama, a słownik jest świetny. Ma 16000 słów, logicznie pogrupowanych. A zdjęcia zachęcają dziewięciolatka do korzystania z niego.
Jerzyk natomiast kazał sobie przeczytać po raz miliardowy "Bajeczki z obrazkami" Sutiejewa. Cudna książka. Nasze wydanie należało jeszcze do kilkuletniej mamy. O ile nam wiadomo, od lat nie było wznowień. A szkoda.
Janek miał lekcję gry na pianinie online.
A potem Jerzyk jadł. Najpierw naszą awaryjną kaszę. "Dania babci Zosi" ratują nas przed śmiercią głodową w nagłych wypadkach. Mają bardzo dobry skład, są wegańskie, szybkie i łatwe do przygotowania. No i smaczne.
Potem jadł domowy budyń waniliowy. Janek i Julek też, rzecz jasna.
Wieczorem mama ćwiczyła z Chodakowską - jak co drugi dzień. Tym razem z towarzystwem, bo zwykle ćwiczy, gdy chłopcy są w placówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz