niedziela, 3 stycznia 2021

Pandemia. Dzień 298.

 Po śniadaniu Jerzyk i Julek poszli z babcią na spacer do amfiteatru.



W tym czasie Janek przygotowywał tortille na obiad.
A mama bagietki.










Potem Jerzo zwalcował rodziców, a gdy zbliżał się zachód słońca mama wzięła babcią Alę i chłopaków na mini wycieczkę do Strumienia. 
Tak, z "kakałkiem". I świeżuśkimi bagietkami na zagrychę.










Urzekł nas rynek w Strumieniu. To malownicza, czysta, zadbana miejscowość.
Nie mogliśmy się doczekać, aż rozbłysną iluminacje, więc bawiliśmy się w czary: "Hokus-pokus! Niech zapalą się lampki!". I nagle, za jakimś dziesiątym razem, gdy Julek, wypowiadając zaklęcie, kopnął w murek, światełka rozbłysły. Zrobiło się pięknie!
A potem było już tylko gorzej. Jerzyk straszliwie się rozpłakał, że on też chce kopnąć i zapalić światełka, więc mają teraz zgasnąć, żeby on mógł czarować. Płakał i płakał, wrzeszczał właściwie tak, że po powrocie do domu zapytał taty, czy słyszał jego płacz tam, daleko.
Na szczęście nic nie trwa wiecznie, więc się w końcu uspokoił.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz