Po śniadaniu i po upieczeniu bułeczek z żurawiną mama pojechała z chłopakami na Dębowiec. Byliśmy pierwsi!
Parking jest zamknięty (bo pandemia, sic!), trzeba więc parkować w inny miejscu, ale miejsca są.
Sypał śnieg, ale było przyjemnie.
Po jakimś czasie dołączyli do nas kolejni saneczkarze i wędrowcy.
Na dole było trochę błota, ale i tak fajnie się zjeżdżało. Chłopcy z dużą wytrwałością wchodzili wysoko pod górę, by zjechać jeszcze dłużej i szybciej.
W przerwie urządziliśmy mini piknik: z bułeczkami i herbatą ziołową dla dzieci Apotheke "Dzika róża i rokitnik" (prosto z Ecotrail) z domowym syropem mniszkowym.
Obiad zjedliśmy w domu. A potem, po krótkim odpoczynku, chłopaki z mamą ruszyli na Goruszkę.
Jerzo szybko miał dość zjeżdżania na dziś, ale chętnie pobawił się w śniegu i poszedł zobaczyć wielkiego bałwana.
Janek i Julek zjeżdżali jak szaleni i skakali ze "skoczni". Aż do zmierzchu.
Na kolację Janek upiekł focaccię rewolucyjną (przepis z Jadłonomii). Ciasto przygotował - zgodnie z przepisem - poprzedniego dnia.
Pyszota!
Idealna, super łatwa i wegańska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz