sobota, 22 maja 2021

Pandemia. Dzień 427.

Sobota.
Śniadanie i wyjazd po babcię Danę do Bytomia.
Chłopcy jechali z mamą, więc tradycyjnie (drugi raz!) mieli postój w KAFEJU. Tym razem szarlotka, eklerek i malinowa chmurka. A dla mamy bajgel maja - cudo ze szparagami, truskawkami, jajkiem i pesto z czosnku niedźwiedziego. No i kawa.
Wszystko pyszne.
Właściwie to cieszymy się, że mamy do Kafeju tak daleko. Bankructwo i otyłość nam nie grożą.








Po jedzeniu, gdy mama kończyła kawę, chłopcy biegali po betonie. Zachwyceni. To niezła odmiana dla dzieci łąki i lasu. No i te szyby gmachu banku! 
- Mamo, to lustra, a nie szyby!

Odjechaliśmy w stronę Bytomia z pierwszymi kroplami deszczu.




A w domu obiad z babcią.
Czytanie. Z jeżykiem - urodzinowy prezent zamówiony u Koma Crochet.




A potem spacerek-rowerek. Jerzyk na rowerze, Julek na hulajnodze. Janek - na pianinie - w domu na lekcji pianina.
Ale spokojnie, po lekcji dojechał z tatą.
Cel: amfiteatr - plac zabaw i Lodowa Chatka.
I najlepsze (zdaniem mamy) lody lawendowe. Idealne do affogato!


































W domu: bułeczki prosto z pieca. Jerzyk jadł oczywiście z gomasio.


Poza tym naklejanie, czytanie z babcią Daną.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz