piątek, 31 stycznia 2020

Pierwszy bal

Jerzo jako Miki. A jakże!



Uszy i golfik pożyczyła nam dobra dusza, Monika. A mysie spodenki uszyła niezawodna Honorata Pilorz z pracowni Honoris.
Dziękujemy!

Jerzo wrócił bardzo zadowolony. 
Chociaż uszka założył tylko do zdjęcia.


niedziela, 12 stycznia 2020

WOŚP

Wspieramy od samego początku.
Korzystamy od pierwszych chwil życia Janka.
W tym roku dzielimy się naszą historią.


Jeśli chcecie ją poznać, kupcie e-booka.
 Na 97. stronie jest historia Janka. Nasza historia. Oddajemy ją Wam, żeby podziękować WOŚP i żeby dać świadectwo.
A jaki Janek fajny jest, każdy widzi.
A Janek jest, bo został uratowany i wyleczony.
I my nigdy nie przestaniemy być za to wdzięczni.
Kupcie e-booka.  Wspomóżcie tę niesamowitą akcję.

czwartek, 9 stycznia 2020

Postrzyżyny

Wcale nie pierwsze w życiu, ale pierwsze tak spektakularne.
Maszynka i nożyczki i wszystko się udało w domu.
- Mama mi zlobiła flyzulkę.




poniedziałek, 6 stycznia 2020

Dębowiec na sankach

A dziś dla odmiany wyruszyliśmy na Dębowiec. Byliśmy o 11, więc udało nam się jeszcze znaleźć miejsce na parkingu. Dzieciaków i rodziców było mnóstwo, co nie dziwi przy takiej pogodzie i warunkach saneczkarskich (wyciąg działał, ale zawodowych narciarzy nie było). Brawo dla dzieci i opiekunów, że obyło się bez wypadków. Wszyscy naprawdę uważali na siebie i innych i pilnowali dzieciaków.
Było bezpiecznie.
A chłopcy bawili się świetnie. Ja też.








 



 

 
 

















niedziela, 5 stycznia 2020

Prawie biało na Goruszce

Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Śniegu mało, ale jest. Szanse na więcej raczej marne, więc ruszyliśmy na Goruszkę.























piątek, 3 stycznia 2020

Wodny Park Tychy

To jeden z prezentów podchoinkowych, jaki dostali chłopcy: wyjazd z rodzicami do Wodnego Parku w Tychach. Podczas pobytu Jerzyka w przedszkolu. Z całą premedycją. Bo to miejsce nam nieznane. No i Jerzyk znany jest z tego, że raczej nie przepada za krytymi kąpieliskami. Nie wyobrażaliśmy sobie też, że będziemy musieli skrócić pobyt, gdy po 45 minutach powie, że chce do domu już. teraz, natychmiast.
No więc odwieźliśmy Jerzyka do cioci Natalki i ruszyliśmy w stronę Tychów.
Dotarliśmy chwilę po 9. Parking był pustawy i na basenach też było luźno. Do zjeżdżalni nie trzeba było stać w kolejkach, co zmieniło się później.
Ale po kolei.



Bilet rodzinny: 2+1 + dodatkowe dziecko to koszt 117 zł. Całkiem dobra cena za trzygodzinny pobyt 4 osób z możliwością korzystania ze strefy rekreacyjnej (basen fala, zjeżdżalnie, brodzik dla dzieci z batyskafem, suchy pokoik dla maluchów + niewielka konstrukcja, basen zewnętrzny, basen z przeciwprądem, basen z masażami wodnymi, kilka jaccuzzi i pewnie coś jeszcze) oraz basenu sportowego.

Szatnia jest koedukacyjna. Szafki otwierają "zegarki". Każdy dostaje swoją szafkę, dzieci też. Za to plus, bo zwłaszcza zimą jest, co chować do szafek. Za to, że koedukacyjna też +. Nie ma problemu, gdy przyjedzie tata z córeczką albo mama z synkiem. Są przebieralnie. Pruderyjnych uspokajamy, że nikt nago nie biega.

Cały kompleks sprawia wrażenie bardzo zadbanego i czystego. Nowego. W środku jest głównie biel i drewno. Jest ładnie. Przestrzennie.
Jedyne, co przeszkadzało to muzyka. Ledwo było ją słychać wśród szumu wody i rozmów oraz krzyków i śmiechów kąpiących się. Powodowała za to tylko większy, niepotrzebny hałas.

Największą atrakcją okazały się zjeżdżalnie. Są rewelacyjne! Dwie: niebieska (multimedialna, co oznacza światełka i muzykę podczas zjazdu) oraz pontonowa (pontony są jedno- i dwuosobowe) są dla dzieci od 8. roku życia. Żółta - "cebula" - od 13. roku życia, a czerwona, której kształt wskazuje, że się z niej raczej spada niż zjeżdża, dla co najmniej szesnastolatków. Chłopcy zjeżdżali oczywiście tylko z dwóch pierwszych.
Obie są długie i pozwalają na szybki zjazd.
Dla chłopaków - rewelacja.
Dorośli też nie będą rozczarowani.







Ponieważ zjeżdżalnie stanowiły dla nas główną atrakcję, niewiele skorzystaliśmy z basenów jako takich.


















Chwilę byliśmy w brodziku, na fali i tyle.
Zupełnie bez żalu, bo bawiliśmy świetnie.

Zaskoczyło nas, że bar jest czynny od 11. Bez sensu, bo kąpielisko czynne jest od 9 (a basen sportowy nawet od 7:00). Nie skorzystaliśmy, bo po 12 kończył nam się czas i jechaliśmy na obiad. Wcześniej, ok. 10 rano na pewno skusilibyśmy się chociaż na kawę.

No i jeszcze jeden minus: podczas pobytu zacięła się jedna z naszych szafek. Poinformowałam panią sprzątającą. Wysłała mnie mokrą (ręczniki w szafce), w kostiumie i klapkach do kasy (czyli miałam przejść przez strefę suchą, w której chodzi się w brudnych z podwórka butach).
Pani z kasy poszła ze mną. Korzystała z przejść służbowych - ja miałam iść tymi dla śmiertelników. W efekcie szła dłużej.
Nie udało jej się odblokować szafki.
A czas płynął. Nasz opłacony czas.
Poszła po pana technicznego.
Pan pojawił się po dość długiej chwili. Otworzył szafkę czymś w rodzaju wytrycha (sic!). I poszedł. 
Czas płynął.
Nie dostaliśmy nowej szafki. Wszyscy poznikali. Nie przedłużono nam czasu na basenach. Nie padło nawet "przepraszam".
Dziwne.

Poza tym było naprawdę świetnie. Rano - bardzo przyjemnie. Pustawo wręcz. Bez kolejek i ciasnoty. Po 11 robi się tłumnie i do zjeżdżalni trzeba się nastać w solidnej kolejce. Ale wiadomo: kto rano wstaje... 
Chłopcy nie chcieli wracać.



Na pocieszkę zatrzymaliśmy się w pizzeri przy AUKSO i tam zjedliśmy obiad. A potem to już prosto po Jerzyka.
No i musieliśmy poprzysiąc, że będziemy jeździć do Parku Wodnego w Tychach częściej.