środa, 24 czerwca 2015

Przykładni rodzice. Piosenka Janka.

Przed zaśnięciem Janek śpiewa:
- Moja mamusia jest kochana! Moja mamusia jest kochana! Moja mamusia jest kochana!
Moja mama zawsze nie idzie do więzienia! Mój tata zawsze nie idzie do więzienia! Nanana...


wtorek, 16 czerwca 2015

Miłość niejedno ma imię

Jemy sałatkę owocową. Janek:
- Mamusiu, ja kocham mango! A Marysia kocha ziemniaki.
Na to Julek:
- A ja kosiam Malysię!



Po chwili:
- Kim jest Malysia?


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Kto grzebie, ten myje

Po powrocie z CH bawimy się w Rysia z Klanu:
- Chłopcy, myjemy rączki.
Janek już w łazience.
- Julek, idź do Janka myć ręce.
- A gdzie grzebałem?


sobota, 13 czerwca 2015

Szczęśliwi, bo brudni

    Już pisałam o farbkach do malowania palcami. Chłopcy malowali podobnymi już w poprzednim sezonie. Opisy sobie więc daruję. Zdjęć Wam nie oszczędzę. Niech cieszy się ten, kto nie musiał po tej akcji sprzątać. Na szczęście wszystko pięknie zmywa się szlauchem. 
  I jeszcze wiadomość dla zainteresowanych (czyt. babć) - dzieci polewane są wyłącznie ciepłą wodą. Bowiem zdrowe dziecko = dziecko w przedszkolu.








Prawa lata

   Lato to gofry z bitą śmietaną i truskawkami popijane koktajlem truskawkowym*.


  Gofry piekę najczęściej z tego przepisu Doroty:

2 szklanki mąki pszennej
2 szklanki mleka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
1 - 2 łyżki drobnego cukru do wypieków
1/3 szklanki oleju słonecznikowego
2 jajka (żółtka oddzielone od białek)

   Rozgrzać gofrownicę. Wszystkie składniki oprócz białek zmiksować na gładką masę. Białka ubić na sztywną pianę i bardzo delikatnie wymieszać z ciastem. Piec w gofrownicy przez około 2 - 3 minuty, do rumianego koloru. Studzić na kratce.

 Śmietanę mamy z syfonu.



 A koktajl to truskawki, jogurt i trochę miodu.

*Juju jadł bez śmietany i truskawek z własnej, nieprzymuszonej woli. Po zjedzeniu gofra zjadł samą bitą śmietanę. Na raty podobno jest zdrowiej. Zresztą sam powiedział, przeżuwając gofra:
- Gofly są bardzo zdrowe.

piątek, 5 czerwca 2015

Wrocławskie ZOO - tylko nie w weekend

 Nie wiem, czy bardziej lubię wroclawskie czy wiedeńskie ZOO. Nie potrafię być obiektywna w ocenie ze względów sentymentalnych. W każdym razie wrocławskie to na pewno moje ulubione polskie ZOO. W końcu dotarliśmy tam z chłopcami. Niestety byliśmy w piątek. Po wolnym czwartku. A więc w długi weekend. Nie powtarzajacie naszego błędu. Dzikie tłumy to mało powiedziane. Mimo kupna biletów przez internet, staliśmy w mega kolejce do bramek wejściowych. Dzięki zakupowi biletów przez internet nie staliśmy w mega kolejce po bilety. Zamiast dwóch kolejek - mieliśmy tylko jedną. 

   A za co lubię wrocławskie ZOO? (Bo te kolejki wybaczam. Przyjedziemy i tak znowu, w jakiś poranek poniedziałkowy jak najbardziej pracujący.)
     Jest czysto. Tak zwyczajnie ładnie. Nie ma się wrażenia, że zwierzęta są w ciężkiej niewoli. Są ogrodzone, ale wybiegi mają duże. Cały ogród zoologiczny jest duży, przestrzenny. Jest zielono. Są ławeczki, często w cieniu drzew. No i oczywiście bary, kawiarnie, resturacje. Jest więc, gdzie odetchnąć.



      Są wszystkie zwierzęta, które mają być: żyrafy, słonie, zebry, tygrysy, lwy, wielbłądy, strusie, niedźwiedzie, małpy. Maluchy wyjdą usatysfakcjonowane. Jest też cała masa zwierząt, których nazw nie powtórzę (żeby nie psuć Wam niespodzianki, oczywiście).





    Są też niby zwykłe i wydawałoby się, że dla chłopców ze wsi nieatrkacyjne, zwierzęta domowe, które można dokarmiać (porcja karmy kosztuje 1 zł). Janek i Julek byli zachwyceni kozami i owieczkami. Gdyby nie remont, mogliby połazić między nimi. Może jednak kozom się upiekło, że mieli do nich dostęp tylko przez kraty.




       Przy wejściu możecie też wypożyczyć wózek. Taki z dyszlem, drewniany, żeby dzieciory przewieźć w razie jęków. Niestety - z powodu tłumów nie załapaliśmy się tym razem.
       Nie załapaliśmy się też na Afrykarium. Kolejka nas najpierw zdziwiła, potem zszokowała, a potem tylko zrobiliśmy jej zdjęcia i nadal nie możemy uwierzyć, że była tak długa. Następnym razem się nam uda. Zobaczycie.


Wszelkie informacje na temat ZOO znajdziecie na jego stronie www.
Bilety można kupić w kasach oraz przez internet. Ale - uwaga! - z nie wiadomych przyczyn nie można zamówić przez internet biletu rodzinnego ani dla dziecka poniżej trzeciego roku życia. Bez sensu, ale to wiemy my. Władze ZOO najwyraźniej mają inne zdanie: cała rodzina wchodzi do ZOO, a dwulatek najpierw odstaje swoje w kolejce do kasy, a potem w tej do bramek.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Nieciekawe auto

Wracamy z zakupów. Jak prawie każdego mijamy żółtego seata ibizę. Julek zatrzymuje rower.
- Jak nanywa to auto?
- Seat ibiza.
- Acha. Aco ma ślodku. Chcę zaglądać. O! Nenownica*! A co to? - łapie za klamkę i próbuje otworzyć drzwi - znaczy się włamać do cudzego auta.
- Julek, to klamka. Nie wolno dotykać. To nie nasze auto.
- Ale co tam jest?
Okazuje się, że za czarną klamką na żółtym lakierze przysiadł zielony robaczek.
- Robaczek.
- Chcę dotykać!
- Nie dotykamy robaczków. One się boją.
Znowu zabiera się za klamkę.
- Julek, chodź. Podotykasz sobie nasz samochód. To nie nasze auto. Możesz dotykać auto tatusia.
- Tatusia auto jest nudne!

Jak mama gotuje, Julkowi smakuje

    Druga próba wyjścia do sklepu z Julkiem na rowerze. Pierwsza zakończyła się po trzech minutach: Julek za szybko wszedł w zakręt i wylądował dziobem w piachu. Efekt: płacz, krew z wargi i obtarta nieco broda. Obmyty, uspokojony, napojony wodą wyszedł znowu:
- Będę uważał telaz, mamusiu.

   Mijamy miejsce tragedii:
- Tu upadłem.
- I najadłeś się piachu.
- Piasek jest fuj!
- Tak, piasek jest niedobry.
- Niadanko jest doble!