wtorek, 28 października 2014

Co lubią nietoperze

Janek śmiga pół dnia w przebraniu Drakuli. Raz nazywa siebie nietoperzem, raz Drakulą. Wieczorem ma dostać syrop:
- Ale nietopezie nie piją sylopków.


sobota, 25 października 2014

Pan Pantaloni i nie straszne nam jesienne chłody

      To się tak ładnie nazywa - polska złota jesień. Że niby kolorowe liście na drzewach (jakby wszyscy zapomnieli, że śliskie i mokre na ziemi), że niby słońce pięknie świeci (5 godzin dziennie, raz w tygodniu i wcale nie grzeje). Jesieni nie lubię. I nie polubię.
      Dziś już nas dopadła na dobre. Przymrozek w nocy. W dzień jakieś 8 stopni na plusie. Brrr....
     Na szczęście jest już nowa kolekcja Pan Pantaloni. A na moje osobiste szczęście obejmuje też po raz pierwszy ubrania dla dorosłych. Póki co mamy super wygodne, mięciutkie, ocieplane spodenki dla chłopców (flanelowe i bawełniane) oraz cieplusie bluzy w wersji dziecięcej i damskiej. Dzięki temu na naszej dzisiejszej wycieczce do zwierzątek, czyli do Leśnego Parku Niespodzianek w Ustroniu nie zmarzliśmy ani trochę.




     Miłość nasza do pantalonków jest już znana. Po pierwsze to firma, która powstała z prawdziwej pasji. Prowadzi ją cudowna kobieta i mama dwójki fantastycznych dzieciaków przy pomocy i wsparciu swojego męża. Wszystkie pantalonkowe ubrania są zawsze dopracowane w każdym szczególe, porządnie uszyte i starannie wykończone. Spodenki mają praktyczne, ale jednocześnie śliczne i niespotykane desenie: melanż lub wielokolorowe. Trzeba się naprawdę postarać, żeby było widać na nich brud. A jesienią o błoto i kurz nie jest trudno. A nawet gdyby było, to moi chłopcy na pewno daliby radę się skutecznie pobrudzić. Są świetną odmianą dla wszechobecnej ostatnio w modzie dziecięcej szarości. Janek oczywiście od razu zakochał się w polychrome. Gdy rozpakowywaliśmy przesyłkę od Pan Pantaloni, zawołał:
- Te kololowe są dla mnie plawda? Nie dla Juja!
   Za to Juju uwielbia guziczki w swoich flanelowych. Spodnie są oczywiście bardzo wygodne. Ale to widać na zdjęciach. Chłopcy robili w nich dziś chyba wszystko. Bez problemów i ograniczeń










      A bluzy? Cieplutkie i milutkie. No i piękne. Z cudownymi nadrukami zwierzaków. Janek ma z niedźwiedziem - w końcu jest w grupie Misiów w przedszkolu. Moja jest z wilkiem (interpretację pozostawiam Wam).




     Pranie ubrania znoszą bardzo dobrze. Pokonały je buły cynamonowe. Wszystko się pięknie sprało i właśnie się suszą w oczekiwaniu już na kolejną eskapadę.



     Wszystko wskazuje na to, że i tym razem ubrania są świetnej jakości. Kupcie więc rozmiar większe. Posłużą Wam w następnym sezonie. Chłopcy też donaszają teraz swoje zeszłoroczne ciepłe pantalonki. I one ciągle wyglądają jak nowe.

      A Pan Pantaloni kusi jeszcze innymi wzorami i modelami. Jak tu się oprzeć?

czwartek, 23 października 2014

Namaszczony

Nie ma już odwrotu. Janek został pasowany na przedszkolaka.
A wczoraj pierwszy raz prasowałam mu wczoraj koszulę na imprezę nierodzinną poza domem.
A dziś pierwszy raz wzruszaliśmy się podczas jego występu z grupą przedszkolnych Misiów.
Coraz więcej pierwszych razów za nami. Na szczęście jeszcze więcej przed nami.




    Cała impreza była świetnie zorganizowana. Jako support wystąpił Julek z moim niewielkim udziałem. Zwiedził całą salę, pytając o wszystko, wyciągając zabawki i nieco rozbawiając przejętą publiczność. Najpierw w sali Tygrysków odbył się krótki i dobrze przygotowany występ dzieci: zaśpiewały i odtańczyły dwie piosenki, wykonały 5 zadań (w tym odśpiewanie piosenki po angielsku). Zasłużyły sobie tym samym na pasowanie. Dokonała tego pani dyrektor - niczym królowa z wielką kredką zamiast miecza podchodziła do każdego malucha. Na pamiątkę tego wielkiego dnia każdy przedszkolak otrzymał imienny dyplom. Z misiami, a jakże! Wszystko odbywało się w błysku fleszy aparatów rodziców.


   Po części oficjalnej wszyscy przeszliśmy do sali Misiów, gdzie czekał na nas poczęstunek: świeżo upieczone ciasto z jabłkami, woda z cytryną i kompot. Siedzieliśmy na malutkich krzesełkach przy malutkich stoliczkach. Przeuroczo! 






    Ciasto było pyszne, ale to nie powinno dziwić. To przedszkole już dawno kupiło nas swoją kuchnią. Dziś sami przekonaliśmy się, że Jankowi słusznie wszystko tam smakuje. Nie przyznamy się, ile zjedliśmy kawałków ciasta. Przez łakomstwo Julka średnia ilość na głowę w naszej rodzinie jest przerażająca.
   Wszystko odbyło się sprawnie i w bardzo miłej atmosferze. Mam tylko wrażenie, że rodzice byli ciut bardziej przejęci niż dzieci, ale tylko odrobinkę. 
     Już czekamy na Andrzejki!





Zapraszamy Autora

Analizujemy okładkę "Pana Kuleczki", literujemy poszczególne słowa:
- Czy pan Wojciech Widłak mógłby do nas kiedyś przyjechać?

No właśnie, sama jestem ciekawa. W każdym razie serdecznie zapraszamy!

Dziadek też pan

Czytamy "Pana Kuleczkę"*:
- O, to jest ten pan do ziemniaków! - powiedział Janek na widok kaczki Katastrofy i psa Pypcia rozłupujących orzechy.

*"Pan Kuleczka. Dom", Wojciech Widłak, Media Rodzina

czwartek, 16 października 2014

Pępowina odcięta

- Mamuuusiu, a ja nie chcę, żebyś ty się bawiła ze mną w przedszkolu.

Ufff.... Jak dobrze, to usłyszeć!


środa, 15 października 2014

Któregoś dnia

Któregoś dnia, po prostu,
nie sprzątnę autek z podłogi.
Złodziej wejdzie i padnie,
łamiąc swe obie nogi.









wtorek, 14 października 2014

Domowe misktury na przeziębienie

JESIEŃ + PRZEDSZKOLE = GILE DO PASA

    To wie akurat każda mama. A jak nie wie, to się lada moment dowie. Nie życzę Wam źle, ale cudów nie ma. Przedszkolak bez gila jak żołnierz bez karabinu.
     Pół biedy, jeśli to tylko katar przeźroczysty. Tzw. woda z nosa. Taki, co to leczony trwa tydzień, a nieleczony - 7 dni. 
     Wiadomo, że przy gorączce dłuższej niż 3 dni i/lub innych niepokojących objawach, trzeba niezwłocznie skonsultować się z lekarzem. Ale gdy tylko chcemy dzieciom wzmocnić odporność, pomóc w walce z gilami, możemy się wspomóc babcinymi miksturami.
       Po pierwsze: SYROP Z CEBULI. Do przygotowania - banał. A działa cuda. W końcu cebula to samo zdrowie, tony witaminy C. Do tego miód - najlepiej lipowy - i mamy naturalny antybiotyk. żeby go przygotować, potrzebny jest słoik, cebula i miód. Nie napiszę, ile, bo wszystko zależy od wielkości słoika. Cebulę obieramy i kroimy prosto do słoika jak popadnie. Zalewamy miodem lipowym. Zakręcamy i czekamy. Po paru godzinach, syrop jest gotowy. Dawkowanie? Chociaż łyżeczka ze dwa-trzy razy dziennie. Moi chłopcy uwielbiają ten syrop i ku mojemu przerażeniu jedzą go łyżkami. Jak Waszym też zasmakuje, to nie brońcie. Lepsza taka przekąska niż krem czekoladowy wyjadany łyżeczką ze słoika. Acha, pamiętajcie, że miód nie jest zalecany dla niemowląt, bo może powodować alergię.


      Po drugie: NAPAR IMBIROWY. Równie łatwy do zrobienia, ale bogatszy - wymaga większej ilości składników. Przepis mamy od Julii. Do garnka z wodą (mineralną lub z filtra) - ok. 1,5 l - wrzucamy umyty, pokrojony dowolnie kilkucentymetrowy kawałek imbiru, anyżową gwiazdkę, kilka goździków, skórkę otartą z wyszorowanej cytryny i laskę cynamonu. Gotujemy chwilę pod przykryciem. Dodajemy sok z cytryny jednej lub dwóch (jak wolimy). Gdy nieco przestygnie, dosładzamy miodem. Pijemy ciepłe. Pyszne! Cudowne na jesienny wieczór. A przy okazji, jakie zdrowe, rozgrzewające i wybijające bakcyle!
   Tego naparu też nie polecam dla niemowląt. Miód, ostry smak imbiru, pozostałe przyprawy to składniki, z którymi trzeba uważać przy tak małych dzieciach.




    Poza tym wspomagamy się tranem, bo o naturalną witaminę D w pochmurny jesienny dzień ciężko.
      Do tego staramy się spędzać jak najwięcej czasu na dworze/polu czyli świeżym powietrzu. W ruchu.






      No i mamy nadzieję, że przepękamy jakoś do wiosny. A wiara czyni cuda! Przecież.





poniedziałek, 13 października 2014

Marzenie teściowej

   - Tato, tato! Muszę ci coś powiedzieć! Dzisiaj sam odkurzałem plawdziwym odkurzaczem.
Chciał bardzo, to pozwoliłam.
Zgloszenia (CV, list motywacyjny + 3 zdjęcia) kandydatek na przyszłą żonę Janka przyjmujemy przez czas nieokreślony. Obiektywnego i jedynego słusznego wyboru dokonam osobiście ja.
Powodzenia!



Wytrawne ślimaczki

    Z pesto. Połowa z czerwonym, połowa z zielonym. Według przepisu Doroty. Z drobnymi zmianami. Poza tym, że użyłam też pesto rosso, to posypałam ślimaczki parmezanem zamiast orzeszków piniowych czy migdałów jak w oryginale.
    Chłopcy oczywiście pomagali. Obaj bawili się surowym ciastem, które potem pochłonęli. Janek rozsmarował też pesto na rozwałkowanym cieście.






    Po wyjęciu z piekarnika nie mogli się doczekać, aż w końcu wystygną.

Janek sprawdza, czy gorąca.


Julek sprawdza, czy gorąca.


    Przepis podaję za Dorotą z moimi zmianami.

WYTRAWNE BUŁECZKI Z PESTO

ciasto:
250 g mąki pszennej tortowej
14 g świeżych drożdży lub 7 g drożdży suchych
65 ml mleka (1/4 szklanki)
65 ml wody (1/4 szklanki)
2 duże żółtka
35 g oleju
1 łyżeczka cukru
3/4 łyżeczki soli
ponadto: 
po pół małego słoiczka pesto zielonego i rosso - po ok. 90g
1 jajko wymieszane z 1 łyżką wody do posmarowania bułeczek przed samym pieczeniem 
tarty parmezan do posypania


    Mąkę pszenną wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi najpierw zrobić rozczyn) dodać resztę składników i wyrobić, pod koniec dodając olej. Wyrobić ciasto, odpowiednio długo, by było miękkie i elastyczne. Uformować z niego kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, odstawić w ciepłe miejsce, przykryte ściereczką, do podwojenia objętości. 
    Wyrośnięte ciasto krótko wyrobić. Rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30 x 40 cm, delikatnie podsypując mąką. Przekroić na dwie części - 30 cm x 20 cm. Rozwałkowane ciasto posmarować pesto - jedną część czerwonym, jedną - zielonym. Zwinąć wzdłuż krótszego boku, następnie pokroić ostrym nożem na 6 części, z których otrzymamy w sumie 12 bułeczek - ślimaczków (po 6 z każdym rodzajem pesto). 
   Ślimaczki przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Przykryć ściereczką, pozostawić do ponownego wyrośnięcia (od 30 - 40 minut). Po wyrośnięciu bułeczki posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać tartym parmezanem. Piec w temperaturze 190º przez około 20 - 23 minuty, do złotego koloru. 


środa, 8 października 2014

Pieczone są jabłka

"W końcu usiedli wokół ogniska, a Pan Kuleczka nadział im na kijki jabłka, które niespodziewanie znalazły się w jego plecaczku. Siedzieli więc, patrzyli na ogień i piekli jabłka."*
- To można piec jabłka?
- Można. Upieczemy, jeśli chcesz.
- Chcę.
- Ale nie będziemy robić ogniska. Upieczemy w domu, w piekarniku.
- Dobrze. To jutlo.
Tak sobie rozmawialiśmy we wtorek przed zasnięciem, pochyleni nad "Panem Kuleczką".
          W środę po powrocie Janka z przedszkola wzięliśmy się do pracy. Korzystaliśmy z przepisu z książki Liski "O jabłkach". Brak ogniska chcieliśmy zrekompensować dodatkami: konfiturą z płatków róży i waniliowym koglem-moglem. 
         Janek nadziewał wydrążone jabłka konfiturą. Asystent Juju zażądał swojego jabłuszka - do zjadania, rzecz jasna. Pomocnicy zużyli ze dwa razy więcej konfitury niż przewiduje przepis. Na końcu została wylizana nawet miseczka po konfiturze.



         Na szczęście na jabłka zostało jeszcze miejsce w nie tak małych brzuszkach chłopców. Pieczone jabłka smakowały. Nawet nie przeszkadzało im aż tak, że były trochę gorące.




        Przepis podaję za Liską. W nawiasach moje uwagi. Liska nie podała temperatury pieczenia. Piekłam w 180 stopniach.

JABŁKA ZAPIEKANE Z KONFITURĄ Z PŁATKÓW DZIKIEJ RÓŻY

4 jabłka ze skórką
4 żółtka
8 łyżeczek cukru (użyłam domowego waniliowego)
cukier z prawdziwą wanilią lub 1 łyżeczka naturalnej pasty wnailiowej (użyłam ekstraktu waniliowego)
szczypta cynamonu
4 łyżeczki konfitury z płatków dzikiej róży (+ reszta zawartości słoika dla pomocników)


Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. 
Jabłka wydrążamy. Do każdego wkładamy po łyżeczce konfitury.
Żółtka ucieramy z cukrem na kogel-mogel. Dodajemy wanilię i cynamon.
Każde jabłko zawijamy w folię aluminiową tak, aby od góry można było nalać kogel-mogel. Układamy jabłka w formie (świetnie sprawdziła się mała tortownica). Rozlewamy do jabłek 1/3 kogla-mogla. Pieczemy ok. 50 minut - zależy od gatunku jabłek. 
Wlewamy do jabłek pozostały kogel-mogel i podpiekamy jeszcze 10-15 minut. Czekamy, aż troszkę przestygną.




"W końcu Pypeć powiedział:
- W niebie to chyba musi być podobnie jak przy naszym ognisku...
A gdy jedli jabłka, nikt nie miał wątpliwości, że Pypeć ma rację."*

*"Pan Kuleczka", Wojciech Widłak, Media Rodzina
"O jabłkach", Eliza Mórawska, FULL MEAL 2014