poniedziałek, 30 listopada 2015

Czekolada, orzechy laskowe i banany. I naleśniki.

    A to wszystko w naleśnikach. W wersji zdrowszej niż tradycyjne i wszystkim znane naleśniki z kremem czekoladowo-orzechowym. 
   
   Naleśniki możecie zrobić, jakie chcecie. Ja najczęściej robię takie:

NALEŚNIKI

1 szklanka mleka
1 szklanka wody gazowanej
3 jajka
1,5 szklanki mąki
olej do smażenia

   Wszystkie składniki na ciasto miksujemy. Odstawiamy na chwilę. Smażymy naleśniki. I już.


  Zamiast kremu włoskiego producenta proponuję masło z orzechów laskowych oraz karob. Masło rozsmarowujemy na gorącym naleśniku. Oprószamy karobem. Układamy na nim plasterki banana. Składamy w dowolny kształt. Posypujemy karobem. I cieszymy się pysznym smakiem.
  Smacznego!

A gdybym był ...

... koparkowym, to co byś powiedziała?
   Idzie sobie Juju z mamą do Wiaruska*. A nawet jedzie (biegnie) na swoim rowerku biegowym. A tu koparka ładuje ziemię na ciężarówkę (zakończenie budowy kanalizacji). Oznacza to obowiązkowy postój. Stoi sobie Julek. Stoi jego mama. Mama marznie i to czuje. Julek marznie, ale nie czuje, bo przeżywa każde nabranie ziemi przez koparę i wysypanie jej na ciężarówkę. Po jakimś piątym czy szóstym razie pan operator koparki zatrzymuje maszynę i zaprasza Julka do środka.
   Juju odważnie podchodzi. Operator wyłącza silnik i sadza Julka na fotelu. Juju jest wniebowizęty. Grzecznie się chwilę bawi. Daje się wyciągnąć z koparki. Na pożegnanie dziękuje i macha panu.
   Nawet idąc po chleb i buły, można mieć super przygody. I spotkać fajnych ludzi. 



   P.S. Żeby nie było tak różowo: operator koparki miał odblaskową kamizelkę, na której obok nazwy firmy było napisane "Sosnowiec".



*Wiarus to najbliższy nam sklep, gdzie zaopatrujemy się właściwie każdego dnia w najpotrzebniejsze produkty. A kupić można tam nawet sól himalajską.

niedziela, 29 listopada 2015

Posiłek

Po obiedzie. Juju znad pucharka z dwoma gałkami lodów czekoladowych:
- Dziadku, lody to posiłek.


sobota, 28 listopada 2015

piątek, 27 listopada 2015

Ciasto dla Pawełka

  No i znowu zostaliśmy zaproszeni do Pawełka. Tym razem na wspólne eksperymenty. Ostatnio piekliśmy ciasteczka. Teraz padło na ciasto bananowe. To jedno z wielu, jakie pieczemy. Nie wiem, czy najlepsze. Na pewno najzdrowsze. I lubimy je wszyscy. Piec i zjadać. Najcudowniejsza w nim jest łatwość przygotowania. Nie potrzeba w ogóle miksera. I nie dodajemy do niego ani trochę cukru. Każde dziecko sobie poradzi z tym ciastem. No, z niewielką pomocą.
   Przepis mamy z książki kucharskiej "Bobas Lubi Wybór" wydawnictwa Mamania.








CIASTO BANANOWE
(ilość na małą keksówkę)

100 g mąki pełnoziarnistej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki przyprawy do piernika (u nas domowa przyprawa)
50 g masła
75 g rodzynek
200 g rozgniecionych bananów (ok. 2 dojrzałe banany)
50 g orzechów włoskich lub pekan, posiekanych lub zmielonych (można pominąć)
1 rozbełtane jajko (ale jak nie rozbełtacie, tragedii nie będzie)

     Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni.
    W jednej misce mieszamy mąkę, proszek do pieczenia i przyprawę do piernika. Dodajemy masło i rozcieramy na kruszonkę. Na koniec dosypujemy rodzynki.
     W drugiej misce mieszamy banany, orzechy i jajko. Mieszankę bananową dodajemy do kruszonki z rodzynkami. Mieszamy łyżką.
    Przekładamy do foremki wyłożonej papierem do pieczenia. Temperaturę piekarnika zmniejszamy do 160 stopni. Wstawiamy ciasto. Pieczemy przez ok. godzinę, do suchego patyczka.
     I już.
     Mówiłam, że łatwo.
     Smacznego!




"Bobas Lubi Wybór. Książka kucharska", Gill Rapley, Tracey Murkett, Mamania 2012

czwartek, 26 listopada 2015

środa, 25 listopada 2015

Co jest najważniejsze

Po lekturze Janoscha "Idziemy po skarb".
- Miś i Tygrysek szukali skarbu: pieniędzy albo złota...
- Albo momety angielskiej! - dodaje Juju.
- A okazało się, że największym skarbem dla Misia jest Tygrysek, a dla Tygryska - Miś. Najważniejsza jest przyjaźń. Co jest najważniejsze? Jak myślicie, chłopaki?
Janek, po chwili namysłu:
- Miłość.
- A dlaczego?
- Bo jak ktoś kogoś nie lubi, to temu komuś może być smutno.


Świadomy konsument

    Julek analizuje zawartość lodówki w pobliskim sklepie, zwanym Wiaruskiem. Dostrzega jogurty dla dzieci w tubkach jak musy:
- A kupimy sobie kiedyś takie musy?
- Nie, uważam, że są niezdrowe.
   Zauważa tubki z charakterystycznym dinkiem:
- O, a to są danonki!
- Tak.
- Jak będą miały mniej cukru, to je kiedyś kupimy.

piątek, 13 listopada 2015

Akwarele 2

- Mamusiu, a może ty mi coś namalujesz?
- A co byś chciał?
- Takiego pana, który jedzie na lowerze, a potem upadł do błota. Najpielw namaluj, jak jedzie. Lowel najpielw namaluj...
- Ale ja nie wiem, czy potrafię.
- Potlafisz! Trzeba się stalać i powolutku.


Akwarele 1

 Julek zawsze do rysowania i malowania wybiera czarny kolor. Wszystko ma być czarne jak burza. Ponieważ niedługo zostanie przedszkolakiem, postanowiłam zachęcić go do używania też innych kolorów. Żeby nie wezwano nas do przedszkola i nie objęto opieką psychologa.
   Malujemy farbkami wodnymi. Julek jak zwykle wszystko na czarno.
- Juleczku, a umiesz namalować tęczę?
- Tak! A chcesz czarną?

Oto czarny potwór z zębami namalowany przez Juja.

środa, 11 listopada 2015

Dzień Świętego Marcina

    Jak każdego roku upiekliśmy marcińskie rogale. Chłopcy orzekli, że od makowego nadzienia wolą dżem. Tak więc dla nich przygotowałam rogaliki z dżemem truskawkowo-lawendowym. 




   Mieliśmy też lampion, bo 11.11. to w krajach niemieckojęzycznych początek karnawału, czas światła i jedzenia pączków. My na pączki jeszcze poczekamy.


sobota, 7 listopada 2015

List do M.

   W tym roku Janek sam zilustrował list do świętego Mikołaja. Obiecałam, że zaniosę na pocztę, ale słowa nie mogę dotrzymać. Muszę zachować tę historyczną epistołę dla przyszłych pokoleń. Za to na pewno dopilnuję, żeby nasz domowy Mikołaj poznał jej treść.

 

piątek, 6 listopada 2015

Ciasteczka dla Pawełka

  Zostaliśmy zaproszeni do najlepszego przyjaciela Janka. Do Pawełka. Postanowiliśmy upiec dla niego i jego rodziców oraz siostrzyczki, Zuzi kruche ciasteczka: razowe z kardamonem oraz miodowe z przyprawami korzennymi. Do ich przygotowania użyliśmy specjalnych stempelków. Z obu rodzajów ciasta robiłam ok. 30-gramowe kulki, w których chłopcy odciskali wzory. W ten sposób powstały okrągłe ciasteczka. Chłopcy mieli świetną zabawę, a ciasteczka wyszły pyszne.
    Oby smakowały gospodarzom!





środa, 4 listopada 2015

Kalendarz pogody czyli chłopaki testują

  Po raz pierwszy zostaliśmy poproszeni o naszą opinię na temat produktu. Zwykle, jeśli o czymś pisałam, to z własnej inicjatywy i często bez wiedzy producenta/autora/właściciela ocenianych produktów, miejsc czy marek. Tym razem jest inaczej. Nie da się ukryć, że czuję się zaszczycona.
   Jakiś czas temu otrzymaliśmy paczkę z magnetycznym kalendarzem pogody po angielsku na powierzchnię magnetyczną. Nadawcą była Pomysłowa Mama. Niezwykła kobieta. Mama czwórki dzieci. Pomysłodawczyni i autorka nie tylko magnetycznych kalendarzy pogody w dwóch wersjach językowych, ale też tablic obowiązków czy zegarów edukacyjnych. Tak, tak, są takie mamy. Pełną ofertę znajdziecie oczywiście na stronie Pomysłowej Mamy, a kupując jej produkty macie pewność, że są zaprojektowane przez doświadczoną mamę i przetestowane przynajmniej na czwórce najostrzejszych krytyków. Nasz kalendarz pogody też taki jest.
   Przede wszystkim ładny. Już wiele radości sprawiło chłopcom samo jego rozpakowywanie i przygotowywanie poszczególnych elementów.


      Kalendarz jest na folii magnetycznej. Niech Was nie zwiedzie nazwa. To nie wiotka folijka, tylko dość sztywna płytka, którą można przyczepić do każdej metalowej powierzchni. Lodówka czeka na tablicę obowiązków, którą kupimy, jak chłopcy podrosną. Kalendarz znalazł więc miejsce na tablicy chłopców. Tablicę mamy blisko okna, więc można na bieżąco kontrolować stan pogody.


    Magnetyczne są też wszystkie pozostałe elementy: cyferki do oznaczania daty, nazwy dni tygodnia i miesięcy oraz symbole przedstawiające pogodę i pory roku. Nie bójcie się, to nie jest zabawka "mam tryliard małych elementów, które znajdziesz w całym swoim obejściu". Pisałam już, że autorką jest doświadczona mama. Wszystkie niepotrzebne w danym momencie elementy można nie tylko przyczepić do kalendarza, one mają na kalendarzu swoje wyznaczone miejsca. Całość prezentuje się więc bardzo estetycznie.
     Rysunki przedstawiające pory roku czy zjawiska pogodowe są ładne i czytelne dla maluchów. Nazwy miesięcy mają dobrane odpowiednie tło kolorystyczne w zależności od pory roku. Tutaj też skojarzenia są jasne, np.: miesiące zimowe - niebieskie, wiosenne - zielone.


       Wszystkie napisy są po angielsku. Chłopcy od początku wiedzieli o tym, bo czytać jeszcze nie potrafią. I sami chcą, żeby im czytać po angielsku. I po angielsku też powtarzają. Wychodzą z tego często polsko-angielskie zdania typu: "Mamusiu, dzisiaj jest sunny". Ale to przecież nie szkodzi. Zwykle poprawiamy i mówimy całe zdanie po angielsku. Myślę, że nawet jeśli trzy- czy czterolatek zapamięta "tylko" nazwy zjawisk pogodowych, pór roku czy dni tygodnia i miesięcy po angielsku, to już naprawdę bardzo dużo.
     A przyznam się, że nastawiona byłam nieco sceptycznie. Taki pic na wodę, fotomontaż. rodzice kupują i uspokajają sumienie, bo cieszą się, że dziecko się wielce uczy angielskiego. Ale ono się naprawdę uczy. Oczywiście, że nie samo. Pomoc rodzica jest niezbędna. Ale kalendarz mobilizuje do tej nauki, do poznawania słówek, a nawet pierwszych rozmów po angielsku. No w końcu umiejętność rozmowy o pogodzie jest bardzo ważna! Pierwszy smal talk.


    Kalendarz jest dobrej jakości. Mamy go już parę miesięcy i ciągle ma się dobrze. Kolejny powędrował do przedszkola Janka, gdzie dzieci mają każdego dnia język angielski. I też ma się świetnie.
      No a teraz się doczepię, że nie było tak nudno. Brakuje nam co jakiś czas kwadracika z napisem "foggy" i mgłą. Ale tylko czasami.


      Kalendarz polecam z czystym sumieniem.
      A Pomysłowej Mamie gratuluję pomysłu i dziękuję za zaufanie.

        

wtorek, 3 listopada 2015

Kołysanka Janka

- Mamusiu, tak cię kocham, że zaśpiewam ci kołysankę. - Śpiewa:
- Mamusiu, bardzo cię kocham.
Mamusiu, jesteś ładna.
I nie śmierdzisz.
I w ogóle brzydko nie pachniesz.
Śpij, śpij, mamusiu.
Śpij, śpij, mamusiu.


niedziela, 1 listopada 2015

Polska złota jesień 2

     Tym razem wybraliśmy się do Ustronia. O tamtejszych bulwarach i placu zabaw już pisałam. No i jednak brakowało nam zjeżdżalni - Julek orzekł, że plac zabaw bez zjeżdżalni to nie plac zabaw i dopytywał, gdzie ten obiecany "ła łabaw". Po chwili jednak bawił się tym, co było. No i mieliśmy ze sobą rowerki.


   Plac zabaw po sezonie wymaga konserwacji. Zwłaszcza zapiaszczone mechanizmy urządzeń w piaskownicy. Instrumenty też są niekompletne - brakuje pałki do grania. Mam nadzieje, ze lokalne władze się tym zajmą. Swoją drogą, po co komuś taka pałka? Była przywiązana.
    Przy okazji przetestowaliśmy ubranka z najnowszej kolekcji Pan Pantaloni. Na rowery też są świetne! Julek, mimo że ma cieńszy sweterek, śmigał bez kurtki. Odmówił jej stanowczo. I nie zmarzł. Janek na grubszy sweter miał jeszcze kurtkę. Ale to straszny zmarzluch. Czapki-pilotki sprawdziły się świetnie po zdjęciu kasków. Spodenki idealnie chroniły biegające nóżki. Chłopcy nie zmarzli, ani się nie przegrzali. I mieli pełną swobodę ruchów. No i rewelacyjnie wyglądali. Za to właśnie uwielbiamy Pan Pantaloni i jesteśmy im wierni od samego początku*.
      Acha, pod kaskami mieli cienkie czapki typu beanie. Też od Pan Pantaloni, oczywiście.