poniedziałek, 31 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 690.

 Wszyscy do placówek. Uff...

Jerzyk na zupkę, bo dziś ukochana pomidorowa, ale od razu po zupce "siup! Do mamusi!".

Mama na hiszpański.

Babcia Ala dalej w szpitalu i wciąż nie znamy decyzji lekarzy. Ale ma się całkiem nieźle jak na to, co przeszła.

Po szkole do biblioteki (Książnica Beskidzka) - znowu. Chłopcy wpadli w szał czytania mangi (Julek), serii "Wojownicy" (Janek) i "Serii niefortunnych zdarzeń" (obaj).

A w domu zabawa, czytanie, podwieczorko-obiad, kolacja, kąpanie i spanie.



niedziela, 30 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 689.

Wielki Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Gdyby nie sprzęt zakupiony przez WOŚP, przy pomocy którego lekarze uratowali życie Janka po narodzinach, nie wiem, gdzie i kim byśmy teraz byli. Nigdy nie przestaniemy być wdzięczni.

I gramy z Orkiestrą. Do końca świata i o jeden dzień dłużej!


Janek grał już przed śniadaniem. Własne kompozycje (i nie tylko).

 



Z domu nie wychodziliśmy. Wichura (ponad 100 km/h). Trochę deszczu, trochę śniegu. Zimno i paskudnie.
A w domku tak milutko, w domku tak cieplutko...
Po obiedzie Janek i Jerzyk usmażyli z mamą faworki. Korzsytaliśmy ze sprawdzonego przepisu na faworki wegańskie.







A wieczorem odwiedzili nas ciocia Żaneta, Magda i Josip. Zrobiliśmy koncert. Wysłaliśmy go babci Ali. Mamy nadzieję, że rozjaśnił jej nieco dzień szpitalny.




Janek zrobił dla wszystkich prezenty origami. Fascynacja tą techniką trwa.




czwartek, 27 stycznia 2022

Sesja mamy

Mama została zaproszona do udziału w sesji. 

Dość niecodziennej. Ale lubi wyzwania.

I napisała potem tak:

"Rok temu nawet bym nie pomyślała o takiej sesji. No dobra, pomyślałabym, ale zaraz odrzuciłabym tę myśl. 

Po pierwsze za gruba. Po drugie za stara. Po trzecie sesja za odważna. I w ogóle no jakto?


Ale dojrzałam. Nie tylko do sesji buduarowej. Dojrzałam tak w ogóle. Dorosłam. Czas najwyższy, jak się ma 37 lat.

Jestem tu i teraz zadowolona z siebie. Coraz lepiej mi ze sobą. I nawet siebie lubię. A najważniejsze, że kompletnie mnie nie obchodzi, czy się komuś podobam, czy nie.


To był proces. 

Urodziłam troje dzieci (nie bez przygód, ale to nie o tym tekst; tylko proszę - wspierajcie WOŚP!). 

Trzech synów.

Zaczęłam chodzić wyłącznie w spódnicach i sukienkach - żeby trochę zrównoważyć ten męski pierwiastek w domu. No i fajnie się czuć kobieco na co dzień. Zwłaszcza, że nie pracuję zawodowo. Nie wystroję się więc do pracy, a nie chciałam gnić w domu w dresie.


Gdy najmłodszy miał rok (a pozostali 5 i 7 lat), mąż miał operację kolana. Nie miałam czasu na nic, siły jeszcze mniej. I przestałam farbować włosy. W końcu od niedawna mam już swoje naturalne. Siwe. Pieprz i sól - jak mawia pewna Dobra Dusza. I uwielbiam te moje siwe włosy!


Zawsze coś ćwiczyłam (do samego porodu jogę), ale zawsze też miałam problemy z prawidłowym odżywianiem. Niby zdrowo, ale zawsze albo za dużo. Albo za mało. Po trzeciej ciąży pomogła mi dietetyczka. Schudłam i udało mi się utrzymać osiągniętą wagę.


Ale po 3 latach zachciało mi się więcej. Wróciłam do dietetyczki.

Ćwiczę każdego dnia. Praktykuję też jogę. 

Trzymam dietę (jem, co lubię, ale tyle, ile trzeba).

I wyglądam jak chcę. Bikini nie założę (po trzech ciążach i zbędnych kilogramach skóra na brzuchu nie wygląda rewelacyjnie), ale wcale nie chcę.


I lubię moje zmarszczki.


I realizuję marzenia. Uczę się hiszpańskiego. Piekę chleb na zakwasie i gotuję domowe obiady. I co rano pakuję do śniadaniówki coś ekstra, ale coś domowego. Czasem nawet uda mi się przeczytać książkę.

I cieszę się, że mogę to wszystko, co powyżej. Doceniam to.


Kiedyś usłyszałam, że wyglądam jak “stara Indianka” i to nie miało być miłe. 

Ale tak. Pewnie tak wyglądam. I dobrze mi z tym. 

A mądrość starej Indianki jest marzeniem.


Dorosłam. Dojrzałam.

Do takiej sesji też."



Wrzucam tu kilka zdjęć:

















Zdjęcia znajdziecie na stronie Patka Martyniak Fotografia naturalna.

A na sesji było fantastycznie. Czasem nawet śmiesznie. Patrycja jest cudowną osobą i zapewniła wspaniałą atmosferę. I okazało się, że pozowanie to niezła gimnastyka - przydała się praktyka jogi.

piątek, 7 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 656.

 Chłopcy w domu. Jerzyk też, a niech ma długi weekend!

Wieczorem goście: Magda i Josip u nas na kolacji i kontrolnej degustacji wódki weselnej.

Komisyjnie orzekliśmy:

Jest w porządku - goście weselni w lipcu się nie zatrują. 





czwartek, 6 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 655.

 Kolejny dzień z kolegami szkolnymi. Tym razem Julka odwiedził Marcel. Przyjechał się pobawić. Były LEGO i gofry. Idealne przedpołudnie dla Julka.



A po obiedzie pojechaliśmy do Brennej. U babci byli ciocia Żaneta, wujek Krzysiek, Magda i Josip.












środa, 5 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 654.

 Jerzyk w przedszkolu, a chłopaki starszaki na poprawinach Karola. Na imprezie urodzinowej nie mogli być, bo się pochorowali nieco. Oni i Kuba z klasy Janka i Karola. Rodzice Karola wspaniałomyślnie zrobili powtórkę urodzin.
Trzech Miotłach ku ich ogromnej radości.
Janek i Julek spędzili cudny czas. Grali, bawili się, jedli ciacho i pili eliksiry i kremowe piwo, a na końcu lepili z plasteliny. 
Mama miała chwilę dla siebie, pozałatwiała sprawunki i napiła się kawy.







wtorek, 4 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 653.

Wtorek, ale zupełnie niezwykły, bo Janek zaprosił kolegów z klasy: Karola, Kubę i Nestora.

Jerzyk w przedszkolu, w szkole ferie, więc starszaki korzystają.

Goście byli od rana do popołudnia, bo na 17:00 Janek jechał na gitarę.

Bawili się LEGO, grali w Dixit i Obłędnego rycerza, jedli chałkę, zielone naleśniki i było naprawdę przemiło.








poniedziałek, 3 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 652.

 Dzień w domu. 

Nie dla wszystkich, bo Julek pojechał na sekcję ścianki wspinaczkowej do dawnego Totemu, czyli do Climb Sky. Mniej tam pewnie ścianek, ale też mniej sekcji i mniej ludzi. Jest komfort, cisza i spokój. Julka już nie męczy hałas jak w hali fabrycznej i tłum ludzi. Fajna pani prowadzi zajęcia. Jest zadowolony. A skoro on zadowolony, to my też.




niedziela, 2 stycznia 2022

Pandemia. Dzień 651.

 Bardzo intensywny wycieczkowy dzień.

Zaczęliśmy od wyprawy do Goczałkowic-Zdroju. Z zamiarem spaceru i jakieś kawki, czekolady na gorąco, ciacha. Ale niestety.

Zaparkowaliśmy w centrum, przy ulicy, bez problemu.

Spacer się udał. Chociaż trochę nas przewiało.

Goczałkowice nas niestety troszkę rozczarowały.

Niby ładnie. Zadbane wszystko. I czysto.

Ale park niewielki. Jest plac zabaw i siłownia!

I dookoła pusto. Cicho i głucho. Kawiarnie pozamykane.










Więc pojechaliśmy dalej. Cel: punkt widokowy Wisła Wielka.
Jest zakaz wjazdu (nie obowiązuje mieszkańców). Zaparkować trzeba kawałek dalej. Ale warto pokonać tych 300-400 metrów. Widok na Jezioro Goczałkowickie jest cudny!
Można posiedzieć na kamieniu, przejść się dalej wzdłuż jeziora.
Piękne miejsce. Tylko zazdrościć mieszkańcom.
















Wróciliśmy do domu na obiad. 
Na obiad kolejna potrawa z Hogwartu - nasza drobna wariacja na temat Zapiekanki z kurczakiem i szynką. Ponieważ ciasta kruchego było nieco za dużo, z pozostałego powstało szybkie ciasto jabłkowe. I podwieczorek gotowy.




A gdy zaczęło się ściemniać, mama wzięła chłopców na wyprawę "na światełka", czyli by zobaczyć świąteczne dekoracje w Bielsku-Białej.
Są nowości i zmiany. Wszystko z okazji obchodów 70lecia miasta - 70 lat temu Bielsko i Biała zostały połączone.
























Na rozgrzewkę poszliśmy do kawiarni Spirala Cafe. Ciast nie było już (sic!). Wiemy, bo sporo osób pytało, a - jak się okazało - to jedna z dosłownie kilku otwartych dziś kawiarni w mieście. Spacerowiczów tłumy, więc ciast zabrakło.
My ciast nie chcieliśmy, bo byliśmy po jabłeczniku. Cudem udało nam się dostać wolny stolik. Chłopcy pili czekoladę na gorąco i soki wyciskane. Mama - pyszną kawę. Zachwycaliśmy się wnętrzem, klimatem miejsca. Planszówkami, książkami, płytami winylowymi. 
A na koniec przesympatyczna pani pokazała Julkowi winyle z muzyką z Sonica. Obiecała, że gdy wpadniemy znowu, Julek będzie mógł ich posłuchać.