niedziela, 30 marca 2014

Góra Żar

   Jeśli ktoś by mnie zapytał o jakieś miejsce kompletnie nieprzygotowane dla rodzin z maluchami, to podałabym górę Żar. 
    Zaczyna się już na parkingu i przy dojściu do dolnej stacji kolejki linowej. Brak chodnika, właściwie brak pobocza - poruszanie się z wózkiem to duże wyzwanie. Z biegającym dwulatkiem łatwiej nie jest. Przy dolnej stacji znajduje się plac zabaw i zjeżdżalnia pontonowa (nie korzystaliśmy, bo to dla straszaków). Plac zabaw jest ładny i zadbany. Jest płatny (gdy korzysta się z pontonów). My byliśmy 5 minut, więc opłatę nam darowano. Podstawową wadą placu zabaw jest jednak podłoże. Cały wysypany jest dość drobnym żwirem. Lądowanie z konika czy zjeżdżalni na czymś takim do najprzyjemniejszych nie należy. Jeden (jedyny!) upadek Janka zakończył się dziurą w dżinsach. Tak więc na plac zabaw na górze Żar zakładajcie dzieciakom długie spodnie!

                                       

   Naszym głównym celem była podróż kolejką linową. Janek w życiu jechał tylko tramwajem, ale był wtedy maleńki, więc się nie liczy. Żeby wsiąść do kolejki trzeba pokonać schody. W kolejce brak siedzeń, a okna są wysoko, więc dzieciaki były na naszych rękach przez całą podróż. Tylko w ten sposób mogły cokolwiek widzieć. Mimo to Jankowi bardzo się podobało.
   Przy górnej stacji (jak już pokonamy schody po wyjściu z kolejki) czeka nas obrazek z koszmarów dla rodziców małych dzieci. Placyk/taras wyłożony kostką brukową, z którego można, przede wszystkim łatwo spaść i wylądować na paskudnej, żwirowej drodze.



Wszędzie jest sporo samochodów, motorów, dwa kioski z odpustowymi pamiątkami, watą cukrową i łąka z paralotniarzami. A, zapomniałabym dodać, są też schody. Nie ma opcji, żeby dzieciaki chodziły tam same.
   Atrakcji dla dzieci brak. Janek zainteresował się paralotniami, no i oczywiście kolejką. Za Julkiem goniliśmy my. Nie było fajnie.

                                        

   Jeśli chodzi o zaplecze gastronomiczne, to do wyboru mamy wspomnianą już watę cukrową, budę z goframi i pizzerię Dominium. Pizzeria jest całkiem  w porządku. Niestety jest maleńka. Krzesełko dziecięce ma jedno. Nam się cudem udało być chwilę przed nawałem klientów. Czekaliśmy jakieś 30 minut na zamówienie. Kolejni goście czekali już godzinę (tak zapowiadała im kelnerka). Janek miał, co robić, bo przyglądał się, jak powstaje pizza. Julek przegonił nas równo - zasłużyliśmy na pizzę.
   Toalet nie zwiedziliśmy. Janek nie doczekałby - jest po jednej toalecie dla każdej płci. Żeby wejść, trzeba wrzucić 1 zł, więc przygotujcie drobne (o ile się doczekacie, bo kolejki do toalet są słuszne).
   Oczywiście, że zawitamy jeszcze kiedyś na górze Żar. Najwcześniej za rok - tak, żeby Juju już świadomie przejechał się kolejką. A potem planuję dopiero, jak obaj będą na tyle duzi, żeby zasuwać pieszo w obie strony, a potem pięknie przespać calutką noc.

Strona www, gdzie znajdziecie wszystko, co dotyczy góry Żar (rzadko aktualizowana): http://www.gorazar.pl/
Strona Polskich Kolei Linowych (z aktualną prognozą i stanem pogody, aktualnym obrazem z kamer): http://www.gorazar.pl/


sobota, 29 marca 2014

Park ruchomych dinozaurów i ogromnych owadów w Ustroniu

Strasznie dziwne miejsce. 
Ryczące, ruchome dinozaury poukrywane są wzdłuż ścieżek w parku. Może nie jak żywe, ale prawie. Taki wczesny Spielberg. Całkiem fajne. 
I polana z placem zabaw, mini golfem, rakietkami do badmingtona i ogromnymi, realistycznymi owadami. Tym razem nie ruchomymi.


Przy wejściu/wyjściu drugi plac zabaw, bar z burgerami i pizzą. Przy jednym ze stolików dwaj kompletnie pijani faceci. W tle te dinozaury. Abstrakcja.

Ale z drugiej strony naprawdę świetnie przygotowane "zwierzątka" (jak je nazwał Janek), mnóstwo bezpiecznego miejsca do biegania, fajne place zabaw z piaskownicą, "wykopaliskami", trampoliną (dla dzieci do lat 8). No i jest płaski teren porośnięty trawą. To niesamowicie ważne, jak się ma dwa biegające potwory, z czego jeden dopiero nauczył się chodzić. Raj dla rodziców.

Byliśmy w sobotnie popołudnie, ale poza sezonem, więc było pustawo i teren należał do chłopaków. Nie wiemy jeszcze, co się tam dzieje w szczycie sezonu, ale sprawdzimy na pewno i dam znać.


Ku mojemu zaskoczeniu Janek był zachwycony i zafascynowany dinozaurami. Ciągle chciał oglądać "tego glożnego, co pokazuje zęby", czyli tyranozaura. Owady nie zrobiły na nim takiego wrażenia. Początkowo trochę się bał, ale tylko pająka.


Juju trochę się bał ryczących dinozaurów, ale potem im "odrykiwał". 
Park jest fajny. Jest sporo niedociągnięć, np. niezbyt zadbane otoczenie. Myślę, że bar powinien być otwarty tylko dla gości parku - kupno biletu wstępu zniechęciłoby miejscowych pijaczków. Same eksponaty są świetne i dobrze utrzymane. Podobnie urządzenia na placu zabaw. W piaskownicy jest sporo zabawek. Ogólnie dostępne są też kije i piłeczki do mini golfa oraz zestawy do badmingtona. Bilety wstępu też mają przystępne ceny. Chłopcy jako dzieci do lat 3 wchodzili za darmo, a my płaciliśmy po 11 PLN (poza sezonem; w sezonie byłoby 15 zł). No i Janek już pytał, czy możemy tam znowu kiedyś pojechać.
Możemy i pojedziemy.
Strona www parku: http://www.parkdinozaurow-ustron.pl/. 

  


poniedziałek, 24 marca 2014

Potęga Internetu

- Janek, co dziś jesz na śniadanie?
- Pipli zizi.
- Ale ja nie wiem, co to jest.
- Eeeee... pokażę ci w Intelnecie.


poniedziałek, 17 marca 2014

Zielone ciasto na zielone święto

Za kilkanaście lat napijemy się pewnie z chłopakami piwa z okazji Dnia Świętego Patryka. Póki są nieletni uczciliśmy to święto zielonym ciastem.
Janek, jak zwykle, uczestniczył w pieczeniu. To ciasto ucierane, więc nie mógł się za bardzo wykazać. Za to był zafascynowany, jak jedna mała kropla barwnika sprawiła, że jasnożółte ciasto stało się fantastycznie zielone.
Przepis wzięliśmy od Doroty. Gdyby nie ten kolor, byłoby to zwykłe ucierane ciacho z kremem. Jujowi najbardziej smakowało kiwi. Jankowi - wszystko. No ale on jest prawdziwym smakoszem.






sobota, 15 marca 2014

Starość, nie radość

Odsłona pierwsza.
Babcia śpiewa:
- Goń stare baby, goń stare baby....
- Babcia, kto to są stare baby?
- Ja jestem stara.
- Nie, nie jesteś stara.


Odsłona druga.
Babcia:
- Janeczku, popatrz: dziadek umie budować z klocków, mamusia umie, tatuś umie, ty umiesz, a ja nie umiem. No jak to jest? Dlaczego tak jest?
- Bo ty jesteś stara.


środa, 12 marca 2014

W co się bawić?

- Mamo, w co się telaz bawimy?
- Ja się bawię w zbieranie waszych porozwalanych rzeczy. Pobaw się ze mną!
- Nieeeee... To nie jest zabawa. To jest sprzątawa.

sobota, 8 marca 2014

Biedronki na Dzień Kobiet

   Z okazji Dnia Kobiet postanowiliśmy z Jankiem zrobić babciom niespodziankę. W końcu babcia - też kobieta. Zamiast rajstop czy goździków babcie dostały po biedronce. Biedroneczkę taką można wbić w ziemię obok kwiatka w doniczce - "na oźdobę" jak mówi Janek.
   Biedronki nie są szczególnie trudne do wykonania, ale oczywiście dwulatek sam ich nie wykona. Janek miał bojowe zadania: dziurkaczami wycinać kropki dla biedronek, koniczynki i kwiatki, sklejać ze sobą poszczególne elementy i przymocowywać patyczki do biedronek.
    Miał z tego wielką frajdę. I bawił się jeszcze ścinkami, dziurkaczami i klejem długo po skończonym zadaniu głównym.




       Korzystaliśmy ze wzoru biedronek z czasopisma: "Diana. Wydanie specjalne. Wielkanoc dla najmłodszych" nr 1/2014.
       Czerwony papier tłoczony w serduszka oraz dziurkacze do wycinania kwiatków i koniczynek kupiłam w Tchibo. Patyczki to patyczki do szaszłyków. Pozostałe materiały są ze sklepu papierniczego.

środa, 5 marca 2014

Marudzenie babci

Janek rysuje z babcią.
- Janeczku, gdzie masz zieloną kredkę. Szukam zielonej kredki.
- Babciu, weź cielwoną i nie maludź.


wtorek, 4 marca 2014

Ostatki

    Jak Ostatki, to Ostatki.
   Poranek zaczęliśmy od tańców do ostatniego hitu chłopaków "Ko, ko, ko...". Piosenka pochodzi z płyty dołączonej do książki Bajkowej Drużyny (pod przewodnictwem Kasi Klich) "O brzydkich wyrazach, cukierkowej diecie i o innych sprawach, co ciekawią dzieci". Właściwie cała płyta i książka to hicior ostatnich tygodni. Janek ma na niej swoje ulubione piosenki. Najmniej lubi te o cukierkach i brzydkich wyrazach (to dla niego zupełnie - póki co i oby jak najdłużej - nieznane problemy).
   Książka to rymowane opowiastki przeplata piosenkami nawiązującymi do poprzedzających je historii. Piosenki wykonuje Kasia Klich i są całkiem fajne. Teskty czytane są przez niezwykłą ekipę. Usłyszymy tu m.in. Annę Dymną, Darię Widawską, Grzegorza Miecugowa, Marię Czubaszek czy Artura Andrusa, ale także Ryszarda Kalisza w roli słonia (sic!) czy Liroya. Dobrze się tego słucha. I dzieciom, i rodzicom. Piosenki wpadają w ucho i porywają do tańca, co widać na filmiku.
   Jedynym minusem książki są ilustracje. Nas nie zachwyciły. No ale nie można mieć wszystkiego. Warto też wiedzieć, że cały projekt powstał, aby wesprzeć chorego Alexa, podopiecznego undacji Cor Infantis. 



Po południu smażyliśmy faworki. Sakowały. Przed zaśnięciem Janek powiedział:
- Fawolki moziemy jeścze kiedyś sobie zlobić.









poniedziałek, 3 marca 2014

Smakosz 3

Pojechaliśmy na zakupy, żeby m.in. kupić produkty potrzebne do przygotowania pizzy w domu. W sklepie jednak Janek wypatrzył makaron arcobaleno- "takie śmieśne kółeczka". W drodze powrotnej w samochodzie:
- Jutlo zlobimi siobie ten nowy makalon.
- Dobrze. No to pizzę robimy w środę. Musi zrobić pojutrze, bo się nam pieczarki zepsują. No chyba że jednak chcesz jutro pizzę.
- Nie! Makalon nie pasuje do picy. Makalon pasuje do makalonu.

Dla zdrowotności


Czytamy wierszyk. Co jakiś czas słowo zastąpione jest obrazkiem - to zadanie dla Janka. Ma wtedy samodzielnie uzupełnić tekst. Wierszyk traktuje o misiu, który zachorował, bo nie ubrał się odpowiednio do pogody. Czytamy:
- Bo na dworze misiu byłeś i ...
- ... kurteczki!
- ... nie włożyłeś. Ani ...
- ...ciapki!
- ... ni rajstopek. Podam, misiu, ci ...
- ... winko!


Tekst pochodzi z najnowszego wydania"Akademii malucha".