niedziela, 27 lipca 2014

Jak będę duży

Janek:
- Mamo, a jak będę dużi, to będę jeździł tlamwajem. Będę kielował tlamwajem. A wy będziecie pasażelami.
- A jak bym dostał takie autko-tlamwaj, to by było śmiesznie.

piątek, 25 lipca 2014

Tarta z jagodami jak u Babo

         Babo wybrał się z Ajszą, kurą, psem i ulubionym pluszakiem do lasu. Zanim przestraszyła ich rodzina dzików, udało im się nazbierać jagód. W domu wspólnymi siłami upiekli tartę z jagodami i bitą śmietaną.

       
       U nas nie było aż tylu rąk do pracy. Ciasto i śmietanę przygotowałam ja, ale chłopcy dzielnie pomagali.

Janek miesza:


Juju pilnuje:



A oto przepis:

TARTA Z JAGODAMI I BITĄ ŚMIETANĄ

kruche ciasto
130 g masła o temperaturze pokojowej
pół łyżeczki soli
35 ml mleka
175 g mąki 
pół łyżeczki cukru pudru 
1 żółtko 

owoce 
400 - 450 g jagód 
60 g cukru pudru 
1,5 - 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej 


Wszystkie składniki na kruche zagniatamy. Ciasto owinięte w folię schładzamy w lodówce przez co najmniej 2 godziny. 
Piekarnik nagrzewamy do 220ºC.
Smarujemy masłem formę na tartę o średnicy 25 cm i oprószamy mąką. Schłodzonym ciastem wylepiamy formę. Nakłuwamy widelcem. 
Przebrane, umyte owoce mieszamy z cukrem i mąką ziemniaczaną. Równomiernie wykładamy je na cieście. Obniżamy temperaturę piekarnika do 200ºC, wstawiamy ciasto i pieczemy 30 minut. 
Po wystudzeniu możemy posypać cukrem pudrem.
Podajemy z bitą śmietaną.



Eva Susso, Benjamin Chaud "Babo chce", Zakamarki 2012

wtorek, 22 lipca 2014

Bałagan

- Jak mamy schowane zabawki, to się nudzimy.


- Oj, nie pospsiątaliśmy klocków! Nie, pospsiątane! Mamy psieciesz taki kololowy dywan.




SMS do babci

Janek bawi się moim starym telefonem. "Pisze SMSa":
- Jak babcia Dana ma na nazwisko?
- Iksińska*.
- Iksińska* babcia Dana. Już mam. Piszę: babcia Dana, baldzo cię kocham, życzę smacznego i nie ała.


*Ustawa o ochronie danych osobowych zabrania nam publikacji prawdziwego nazwiska babci Dany.


poniedziałek, 21 lipca 2014

czwartek, 10 lipca 2014

Mąż na zamówienie

    Wczasy na Ibizie. Janek jednak cały czas myśli, że posiłki zamawiamy, bo są serwowane w restauracji hotelowej.
   Podczas kolacji.
- Mamusiu, czi ziamówisz męzia?
- Ale ja mam już męża. Mój mąż to tatuś.
- Ale takiego męzia do jedzenia...
- Do jedzenia?!
- Jak wcioraj jedliśmy.
- Aaaa małże! Zaraz zobaczę, czy dzisiaj też są.
    Skończyło się na wyławianiu przeze mnie małży z paelli.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Bytom. U cioci na wiśniobraniu.

      I jeszcze na poziomkach. 
     Tak, w Bytomiu. W Szombierkach. W środku miasta ciocia Żaneta i wujek Krzysiek mają w ogrodzie nie tylko drzewa owocowe, ale krzaczki poziomek i dużo innych jadalnych roślinek. I tak oto wiejskie chłopaki znalazły kawałek "pola" w środku miasta. 
       Zrywanie owoców sprawiło im masę frajdy. Juju na miejscu przygotowywał przecier z wiśni. Ale co tam! Mamy pralkę, a radość dzieci bezcenna.







Tramwaj

       Przejażdżka tramwajem zaliczona! Udało się w Bytomiu, u babci Dany. Juju spał pod czujnym okiem taty, a Janek z babcią i mamą wybrał się na wycieczkę. 
       Kupiliśmy bilety - dla mamy, bo Janek jeszcze jeździ za darmo. Wsiedliśmy na przystanku Szombierki Ratusz i wróciliśmy przez pętlę w Biskupicach.
        Jankowi się pododało, ale woli autobus "bo tak nie trzęsie i można siedzieć obok siebie".


niedziela, 6 lipca 2014

Pojazdy

        O pojazdach miało być w poście ogrodowym. Zasłużyły na osobny wpis. Zwłaszcza rowerki, które chłopcy uwielbiają. Dzień bez jazdy na rowerku jest dniem straconym. No w końcu Janek ma fajny rower.

1. PUKY.
        Wutsch dla Juja. Rowerek dostał na roczek. Chwilę wcześniej zaczął chodzić. I właściwie od samego początku na nim jeździ. Oczywiście nie popylał od razu tak szybko jak teraz. Zdecydowaliśmy się na Wutsch, bo na laufrada jest ciągle za mały. Pewnym było, że będzie chciał jeździć jak starszy brat.
        A starszy brat od razu wskoczył na rowerek biegowy. Po prostu w zeszłym sezonie był już dwulatkiem, a jako niespełna roczniak dwa sezony temu był nawet na wutscha za mały. Rok temu tylko próbował swojego laufrada. Głównie na nim chodził. Za to niedawno tak się rozkręcił, że musimy za nim biec podczas spacerów.
       Rowerki to przerywnik między zabawami w ogrodzie. Do sklepu Janek też śmiga na rowerze (Julek jeszcze w wózku). Potem się gonią po ogrodzie - Juju krzyczy "Nana! Nana!". Najfajniej jest jednak po południu. Tata wraca z pracy i wszyscy wychodzimy za bramę. Jedno z nas pilnuje Juja, drugie - Janka, którego Juju próbuje dogonić. Janek oczywiście na niego czeka.





          Oba rowerki kupiliśmy w sklepie Aktywny Smyk. Szczerze polecam ten sklep. Pracują tam przemili ludzie. Przez telefon udzielono mi cierpliwie wszelkich informacji. Nie czułam się naciagana na cokolwiek. Rozmówca chciał mi pomóc, doradzić, a nie koniecznie sprzedać najdroższy model. Rowerki były następnego dnia po zapłaceniu. Czego chcieć więcej?

2. Wózeczek.
       Ukochany przez obu chłopców. Teraz głównie przez Julka. Do przewożenia wszystkiego, co się da. Łącznie z bratem. Do wożenia o bycia wożonym. Po domu, ogrodzie i w dłuższej trasie. Nasze autko z firmy Bim bam ma ponad dwa lata i trzyma się świetnie.





3. Wywrotka.
       Do tego samego co wózeczek. I jeszcze do piachu. Wytrzymalsza na deszcz, bo plastikowa. W ciągu prawie dwóch lat nieco wypłowiała od słońca, co nam zupełnie nie przeszkadza.


4. Taczka, kosiarka i cała reszta pchaczy.
       Kosiarka w wersji dziecięcej do koszenia razem z tatą.
    Taczka do wożenia, czego się da. Głównie wsypywania piachu i rozwożenia go po całej działce.


5. Koparka.
     Nie za bardzo da się na niej jeździć. Ale posiedzieć można. W piachu pokopać, albo w trawie. Naładować łyżkę, czym się da - najchętniej kamyczkami i porozwozić je po całej działce.




6. Hulajnoga.
      Trudno mi ją jeszcze ocenić. Janek ciągle się uczy jazdy na niej, więc chwilowo przegrywa z rowerkiem. Ale idzie mu coraz lepiej. Juju bardzo lubi być na niej wożony. Jak się nauczą, to na pewno się pochwalę.


7. Stolik i krzesełka.
    Że niby usiądą i odpoczną. I posiedzą. 5 minut chociaż. Niemożliwe. Z tym jesteśmy już pogodzeni. Ale przydają się do zabawy w kuchnię, rysowania, malowania farbkami. Do włażenia na nie. Do zjedzenia czasem czegoś prawdziwego. Nasz stolik i dwa krzesełka kupiliśmy w Lidlu. Kolejny sezon dają radę.



piątek, 4 lipca 2014

środa, 2 lipca 2014

Zabawki w ogrodzie

O tym, co można robić w ogorodzie prawie bez zabawek już pisałam. Czas na ogrodowe zabawki. Bez nich byłoby ciężko.

1. Piaskownica.
Nie musi być ogromna. Nam wystarcza całkiem mała - słynny żółwik Little tikes z pokrywą. Pokrywa się przydaje: chroni przed deszczem i gwarantuje, że koty nie zrobią sobie z niej kuwety. Ziutek, nasz westie, niestety nie jest postrachem okolicznych kotów, które często odwiedzają naszą działkę. 
Piasek wymieniamy co sezon - można go dostać w każdym markecie budowlanym.


Czasem zdarza nam się zapomnieć o przykryciu piaskownicy przed deszczem. Zakładam, że podczas ulewy koty nie sikają do naszego piachu.



2. Zabawki do piachu.
Wiaderka i łopatki są obowiązkowe. Dowolnej marki. Byle by starczyło dla każdego. No i foremki. Mamy najzwyklejsze. Te mniej zwykłe, które ostatnio są hitem, to zestaw do pieczenia SANDIG z łopatką i nożem do ciasta prosto z IKEA.
Poza tym w piachu sprawdzają się wszelkie plastikowe naczynia, sztućce, no i oczywiście autka. Mniejsze i większe. O tych większych jeszcze napiszę.

3. Plac zabaw.
Zjeżdżalnia, dwie hustawki i dzieciaki zajęte na jakiś czas. Mamy Clubhouse Little tikes. Jest już z nami trzeci sezon. Zimuje na zewnątrz. Ciągle jest w dobrym stanie.




4. Huśtawka - bujak.
Wieloryb Little tikes, na którym może się huśtać jedno, dwoje, a nawet troje dzieci. Kupiony z nadzieją, ze chłopcy pobawią się na nim razem. Jednocześnie. Bez wojny: "przecież ja właśnie chciałem się huśtać!". No i się sprawdza.
Problem pojawia się, gdy brat właśnie nie chce się hustać. No ale od biedy można pobujać się przecież samemu.



5. Domek.
Żeby się schować. Przed bratem. Albo z bratem przed rodzicami. Coś ugotować. Zrobić "a kuku!" przez okienko. Zamknąć okiennice. Otworzyć okiennice. Zamknąć, otworzyć drzwi. Skorzystać z telefonu i zamówić pizzę. Zanieść tonę zabwek. Wynieść tonę zabawek. Po prostu się bawić.
Mamy wiejski domek Little tikes. Już jego budowanie z tatą było niezłą zabawą.




6. Kuchnia.
Gotować można przecież nie tylko w domu. W ogrodzie jest nawet zabawniej. Mniej "nanibowo". Można użyć wody, piasku, trawy. Dzięki temu mamy prawie prawdziwe składniki. Naszą przenośną kuhnię, którą można zapakować w poręczne wiadro, kupiłam w Tchibo. Do gotowania przydają nam się akcesoria kuchenne dla dzieci z IKEA oraz "pożyczone" z mojej kuchni.





7. Basen.
       Przy upale do taplania, chlapania, zabawy kubeczkami, wiaderkami, piłeczkami, pompką wodną, do wrzucania zabawek i wyławiania ich, do wsypywania piachu z piaskownicy.
       Przy niepogodzie do rzucania sie na pusty basen, odwrócenia do góry dnem i skakania po nim, do wrzucania zabawek do środka i wyławiania ich, do wsypywania piachu z piaskownicy.
   Wybraliśmy tradycyjny, dmuchany, ponieważ chłopcy sami włażą i wyłażą z basenu. Rozporowy nie nadaje się do takich "akcji".