sobota, 18 czerwca 2016

Ostatni koncert z Yamahą

   To kolejny występ Janka na szkolnym koncercie. Wiemy, po co są te koncerty. Żeby pokazać rodzicom, że dzieci się czegoś uczą i robią postępy, czyli ich pieniądze nie idą na marne. Żeby przyzwyczaić dzieciaki do występów, oswoić z tremą, publicznością i sceną. Jakby nie patrzeć każdy muzyk występuje co jakiś czas - na mniejszych lub większych scenach. 
   Każdy taki koncert to przeżycie dla dziecka i dla rodziców. Janek rozumie coraz więcej. Chętnie ćwiczy. Kocha granie i muzykę. Ten występ był dla niego szczególnie ważny. Sam się zgłosił do zagrania w całości utworu, którego jego grupa poznała zaledwie fragment. Bardzo polubił tę melodię i chciał się jej nauczyć. Ćwiczył wytrwale każdego dnia przez dwa tygodnie. Całymi dniami podśpiewywał "Podniebną ucztę". Zasypiając, "grał" na kołdrze.
    Koncert odbył się tym razem w sali kinowej ZSO im. Armii Krajowej w Bielsku-Białej. W końcu w fajnym miejscu. I na tym pochwały się kończą.
    Tego dnia zaplanowano trzy koncerty. Co godzinę. Nie przewidziano przerwy między koncertami na przygotowanie instrumentów, wymianę publiczności i artystów, przewietrzenie sali. Oczywiście spowodowało to opóźnienia. Nasz koncert zaczął się 20 minut później. Czekaliście kiedyś z grupą  nakręconych występem dzieci w wieku 3-6 lat 30 minut na szkolnym korytarzu w upalny wieczór? Jeśli nie, to nie próbujcie. Nie polecam.


    No dobrze, opóźnienia się zdarzają. A punktualność jest cechą królów. No i czasem warto poczekać. Doczekaliśmy się. Już pierwsza występująca z grupy Janka nie miała swojego podkładu i musiała grać inny utwór: "Piknik". Kolejne dzieci grały już bez podkładu, bo włączano im ... "Piknik". Nie wiadomo, co się stało. Podkładów po prostu nie było. Przy kolejnym "Pikniku" nawet Janek wymiękł i odtańczył swój autorski taniec.


    Nadeszła kolej Janka. Widać było, że zaciska ząbki i stara się, nie rozpłakać, gdy zamiast utworu "Podniebna uczta", który ćwiczył od dwóch tygodni, usłyszał ... Zgadnijcie, co? Tak! "Piknik"! No więc, nie rozpłakał się. Ani na scenie. Ani później. Zgrał, co mu zagrano. Ukłonił się. A potem poszedł do swojej pani i poprosił o możliwość zagrania nawet bez podkładu przygotowywanego utworu.




     Najcudniej było, gdy po występie całej grupy (bez podkładu, a jakże!), Janek odezwał się ze sceny: "Przepraszam, mam pytanie. Czy mój brat może zaśpiewać z nami piosenkę Lato, lato?". Mógł. Na szczęście nas wszystkich tam zebranych.



    Podczas koncertu mieliśmy wrażenie, że dzieci i ich występy są tu najmniej ważne. Najważniejsze, że rodzice usłyszeli, że coś tam grają i śpiewają. Nieważne, co kto przygotował. Nieważne, że wszystko odbyło się w pośpiechu. Jak w fabryce. Taka taśma. Ważne, że rodzice się nie doczepią, że nikt dzieci niczego nie uczy i zapłacą za kolejny semestr. No to nie zapłacą. Janek z okazji wakacyjnej przerwy zaczął indywidualne lekcje gry na pianinie. I tam już zostanie. Najważniejsze, że ma cudowną nauczycielkę, którą bardzo lubi. I że wciąż kocha muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz