niedziela, 10 lutego 2019

Ferie. Tydzień pierwszy. Podróż.

Cel: Jastrzębia Góra.
642 km
7 godzin

Ze względu na Jerza i z potrzeby spokoju w podróży postanowiliśmy jechać w dzień i podzielić podróż na dwa dni.
Wyruszyliśmy w sobotę. Po niespełna dwóch godzinach dotarliśmy pod Częstochowę do klasowej koleżanki Janka, gdzie nas nakarmiono (cieleśnie i duchowo), odpoczęliśmy nieco, a na chłopców zadziałała magia cudzych zabawek. I zwierząt.


Kolejny, wymuszony przez los, postój mieliśmy w Radomsku. Spadało nam ciśnienie w oponie. Pan wulkanizator, przemiły zresztą, uporał się z problemem błyskawicznie. Warto dodać, że poratował nas po godzinach. Polecamy więc Serwis Cichuta w Radomsku!


A potem to już prosto do Gostynina, gdzie w zamku mieliśmy zarezerwowany nocleg. Zamek wygląda rzeczywiście jak zamek. No i tyle. Atmosfery zamkowej brak. Na komnaty nie ma co liczyć. Normalne pokoje hotelowe. Wnętrza proszą się o remont. Ale wyspaliśmy się z ładnym widokiem w fajnej okolicy. Śniadanie wolałabym pominąć milczeniem. W salce konferencyjnej, niewielki wybór - mieliśmy wrażenie, że jemy to, co zostało z imprez, które były poprzedniego wieczora. Taka trochę wielka improwizacja.
Ale w zamku jest fortepian.


Po porannym spacerze ruszyliśmy w dalszą drogę.












Była już niedziela, a my zjechaliśmy z A1 do Torunia. Pod Krzywą Wieżę. Zrobiliśmy sobie krótki spacer po centrum, gdzie w Rynku zjedliśmy rewelacyjny obiad w restauracji Chleb i Wino. Był też pomnik Kopernika, pomnik Osiołka i pomnik Psa Filusia. I karmienie gołębi. I Muzeum Toruńskiego Piernika, którego z braku czasu nie zwiedziliśmy. Odwiedziliśmy za to muzealny sklep. Zaopatrzeni w pierniki ruszyliśmy już prosto na wybrzeże.

















2 komentarze: