piątek, 2 września 2022

Misja Dinokalipsa i Cala Mesquida

 Na Dinokalipsę Janek czekał od zeszłego roku. Wydawnictwo wciąż przekładało termin premiery. Aż w końcu nadszedł ten dzień. W zeszły piątek. A my na Majorce. A wysyłki za granicę nie ma.

Na szczęście są grupy w mediach społecznościowych dla wybierających się na wyspę czy tu mieszkających. No i na jednej z grup mama poprosiła o taką przysługę: odbiór gry z paczkomatu lub od kuriera i dostarczenie jej na Majorkę.

No i zgłosiła się przemiła Mariola, zwana Marylką. Wszystko się udało. W środę wylądowała z grą w Palmie i dotarła do hotelu w Calla Millor. To godzina drogi od nas, więc cała wyprawa. Dlatego pojechaliśmy dziś. Na spokojnie, żeby skorzystać "skoro już jesteśmy i tak w pobliżu" i odwiedzić kolejną piękną majorkańską plażę.

Ale najpierw odbiór gry.


A potem jeszcze 25 minut i Cala Mesquida.
Dotarliśmy tam chwilę po 12. Bezpłatne parkingi są, owszem, ale zawalone równo. Czyli zrobiliśmy jak zwykle: tata nas wysadził i czaił się na miejsce. Udało się po kilku minutach, na szczęście.
Do zatoki prowadzą kamienne schody. Jest ich sporo.
- Mamo, wiem, oczym myślisz - powiedział Julek, gdy wspinaliśmy się już z powrotem, po plażowaniu.
- O Chodakowskiej!
O, tak. Można poczuć, że się wspina. Ale ponieważ nasze ciała mogą więcej niż podpowiadają im umysły, daliśmy radę bez problemu.

Zatoczka cudna, urokliwa. Kolor wody - marzenie - jak to na Majorce.
Skałki - jest, gdzie popływać z maską. Mnóstwo ryb przy skałach.
Nad zatoką jest hotel, ale tylko jeden (oby tak zostało) oraz hotelowe bar i restauracja na plaży, z których oczywiście "niegoście" też mogą korzystać. No i toalety.



































Po drodze do domu jeszcze zakupy. Drzemka Jerza w samochodzie. No i późny obiad. Czyli prawie po hiszpańsku. 
A wieczorem basen, LEGO, rysowanie.
No i Dinokalipsa.







Noce są wciąż przyjemnie ciepłe, więc siedzimy na tarasie, ile się da. A odwiedzające nas jaszczurki polują na ćmy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz