czwartek, 23 lipca 2015

Z dziećmi samolotem. Da się.

    Chłopcy lecieli już z nami samolotem 10 razy. Trasy może nie były zbyt długie: najdłuższe loty trwały 5 godzin, ale myślę, że doświadczenie jakieś już mamy. A bywa rożnie. Bo z dziećmi i samolotami jak z pszczołami: nigdy nic nie wiadomo. Można się na szczęście przygotować na różne sytuacje.


      1. Paradoks bagażu.

    Im mniej, tym lepiej i wygodniej. Bo mniej noszenia, bo łatwiej się zabrać z dwójką maluchów (których czasem trzeba nieść na rękach - po stromych schodach lub gdy są pół przytomne nocą). Bo minimalizm jest dobry, a konsumpcjonizm zły.
    Jednocześnie spróbujcie po odprawie na lotnisku na Ibizie (na innych, jak podejrzewam jest podobnie) kupić pampersy, których ilość maleje proporcjonalnie do opóźnienia samolotu. O mleku modyfikowanym też możecie zapomnieć. I innych typowo dzieciowych przekąskach (musy, niesłodzone ciasteczka itp.). I nawilżonych chusteczkach. Apteki też próżno szukać po odprawie. Generalnie zwykle podczas oczekiwania na wezwanie do właściwego "gejtu" można się upić, ubrać i najeść fast foodów i słodyczy.
     Tak więc zasada jest prosta: minimalny bagaż główny (szybko go wprawdzie nadajemy, ale jednak są momenty, kiedy musimy go taszczyć), a w bagażu podręcznym tylko potrzebne rzeczy + zapas potrzebnych rzeczy na wypadek opóźnień i innych wypadków.
       I tak mimo że przysługuje nam już 80 kg bagażu głównego (po 20 kg na łebka) udaje nam się zmieścić w jednej walizce. Tak, tak. Bagaż łączony może mieć zwykle 32 kg (w naszym wypadku to 2 x po 32 kg). Bierzemy zawsze jedną walizkę. Waży maks. 30 kg. Nie rozumiem, dlaczego nie dostaliśmy jeszcze zniżki. Albo medalu chociaż. Jak to zrobić? Ja rezygnuję z rewii mody. Dla każdego bierzemy po 2 pary butów ( w tym jedna na nogach). Ponieważ latamy do ciepłych krajów, bluzy i ew. kurtki mamy na sobie, a potem w bagażu podręcznym. Pieluch, mleka itp. bierzemy zapas tylko na pierwsze dni. Po ogarnięciu się i rozeznaniu kupujemy wszystko na miejscu.

      Tu kolejna dobra rada: na wyspach zakupy robimy jak najszybciej. Czasem dostawy do sklepów są tylko raz w tygodniu.
      No i nastawiamy się na pranie. Każdego wieczoru małe pranko, na balkon, no i znowu mamy komplet czystych ubrań.


        Zabieramy minimalną ilość zabawek i książek. Ostatnio chłopcy mieli zabawki i książeczki we własnych plecaczkach. Janek swój dzielnie nosił. Jujowi nosiłam najczęściej ja. Kosmetyki zabieram w mini opakowaniach. Z niektórych rezygnuję na rzecz hotelowych. Da się.
       W podręcznym oprócz pieluch, butli, zapasu jedzenia mamy pady i książeczki/gazetki na drogę. Na samolotowe jedzenie nie liczymy. Podczas ostatniego lotu "coś się zepsuło" i nie było ciepłych napojów, a dania obiadowe (naleśniki dla Janka) "się skończyły".



2.  "A tam zaraz blisko to było lotnisko. Kurka się tam zapędziła, aeroplan zobaczyła. A że była dobra skoczka, wskoczyła tam nasza kwoczka."
       Może za czasów Tuwima przyjeżdżało się na lotnisko i od razu wskakiwało do samolotu. Teraz wszystko zaczyna się 2 godziny przed odlotem (jak dobrze pójdzie i nie będzie opóźnień). Najpierw mega kolejka do odprawy bagażowej. Nie, nie ma pierwszeństwa z małymi dziećmi. Nawet jeśli ma się dwójkę wścieklaków i tylko jedną jedyną walizkę. Kiedyś udało mi się wcisnąć "na ciążę" i "na dzidziusia" z półrocznym Jujem na rękach i dwuletnim Jankiem u nogi. Miny pozostałych pasażerów - bezcenne.

        Na Fuerteventurze oczekiwanie na odprawę ułatwiają rybki.

      Potem następna kolejka. I następna odprawa. Po zbadaniu wody i MM w butelkach dla dzieci, prześwietleniu bagaży podręcznych można odetchnąć. Taaa.. myślałby kto... Trafiamy na halę z mniejszą lub większą ilością sklepów. Ze szkłem. Drogim towarem zapakowanym w szkło. A szkło się tłucze. Nie, dzieci nie mogą wejść do tych sklepów, jeśli chcemy mieć jeszcze kasę na pamiątki. Oprócz alkoholu i perfum są w tych sklepach zabawki. Niezbyt tanie. Duże (zajmą pół walizki w drodze powrotnej, a mamy tylko jedną walizkę). I kompletnie bezużyteczne na wczasach w ciepłych krajach.
     Są też kawiarnie. Kupujemy tam kawę i soki na wynos (w Pyrzowicach płacimy jak za niezły obiad na naszej wsi). Siadamy na krzesełkach jak najdalej od innych ludzi i próbujemy zainteresować chłopców samolotami za szybą. To w Pyrzowicach i na innych lotniskach bez placów zabaw. (Pyrzowice miały taki dwa lata temu, ale już nie mają.)





      Uwaga, poznajecie właśnie jedną z przyczyn mojej miłości do Hiszpanii: lotniska na Ibizie i na Fuerteventurze mają place zabaw. Wyłożone miękką kostką. Ze zjeżdżalnią. Bujakami. I autem do zabawy. A auta mają kierownice. Każde po dwie. A co!




      Dzieci na placu zabaw, a my (rodzice) odwiedzamy na zamianę toaletę i sklepy, w których nic nie kupujemy, bo dobija nas ilość towarów i długość kolejek do kas.


      A jak samolot ma opóźnienie (nasz rekord to ponad 5 godzin na lotnisku), to rozbijamy się po knajpach. I tu wyjawię kolejny sekret mojej miłości do Hiszpanii. Dzieci są wszędzie mile widziane. Wszyscy je kochają. Nawet knajpa Davida Guetty "F*ck me I'm famous" na lotnisku na Ibizie ma mega kącik dla dzieci z basenem z kulkami. Są też wygodne kanapy, na których normalnie siedzą ludzie, popijając sushi drinkami. Gdy my tam byliśmy, przespał się na jednej z nich Juju.






3. Samolot.
   Winogrona, żeby się uszy nie zatykały. Do jedzenia. Przełykanie pomaga. I już wszyscy pasażerowie nas kochają, bo nasze dzieci nie wrzeszczą przy starcie i przy lądowaniu. No i to uczucie, że to nie moje dziecko drze się na cały samolot - bezcenne.

   Książeczki, pady (z grami i bajkami), rozkładanie stoliczków na oparciach, odsłanianie i zasłaniania okienka, zapinanie/odpinanie i regulowanie pasów, odpowiadanie na miliard pytań, szukanie, wyciąganie, chowanie z powrotem jedzenia/książek/picia/padów, wędrówki po samolocie i 5 godzin mija jak z bicza strzelił.







A potem jeszcze tylko czekanie na bagaż i transfer do hotelu.

Ale najlepsza wiadomość jest taka, że gdy otworzy się drzwi do pokoju hotelowego i walnie na 5 sekund na łóżko, cała podróż odchodzi w niepamięć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz