Uwielbiam takie miejsca. Przytulne, eleganckie, ale nie sztywne i odstraszające rodziny z dziećmi, wnętrze. Sympatyczna obsługa. Kuchnia slow food, czyli naturalna kuchnia i lokalne, świeże produkty. Niewiele dań w karcie, co gwarantuje, że wszystkie są dostępne i przygotowywane świeżo na miejscu. Tak, świeżość i oryginalność to to, co charakteryzuje Beksien.
A poza tym właściciel restauracji, Bartosz Gadzina, może pochwalić się czapką Gault&Millau oraz zaliczeniem przez dwa ostatnie lata do 100 najlepszych restauracji w Polsce: Beksien została wpisana do katalogów Poland 100 Best Restaurants 2015 i 2016. Brzmi bardzo zachęcająco.
No to teraz będą minusy, żeby nie było zbyt słodko. Za mało dań bezmięsnych, o wegańskich nie wspomnę. Za mało zabawek w kąciku dla dzieci. Gdy przyszliśmy na stoliku była jedna zabawka (a dzieci dwoje, nie było lekko), nienaostrzone kredki i kreda (sic!). O kartki do rysowania chłopcy poprosili panią kelnerkę. Dostali je od razu. I bardzo dobrze, bo nie chcę wiedzieć, co by było jakby się zabrali za rysowanie kredą po ścianach. No i te ceny. Wiem i doceniam, że wszystko świeże i prawdziwe, ale 21 złotych za 4 (cztery!) pierogi nie mogę zrozumieć. I już.
Zamówiliśmy Krem/Miód/Pietruszka i Pierogi/Ser Owczy/Wino dla niejedzącej mięsa mamy, Wołowina/Mus/Warzywa czyli "mięszko" dla Julka i taty oraz dziecięce danie dnia dla Janka, czyli filet z pstrąga z kaszą jaglaną i marchewką (poza tym była zupa marchewkowa, której Janek nie chciał zamówić). No i deser. Dla chłopaków (wszystkich trzech) lody: Siano/Kruszonka/Syrop, a dla mamy Czekolada/Gruszka/Orzechy.
Jako poczekadło dostaliśmy rewelacyjny, ciepły chleb z czarnuszką (wypiekany na miejscu, można wcześniej zamówić i kupić do domu bochenek). Pozostałe dania były pięknie podane i pyszne. Zupa krem z pasternaku - cudowna! Aksamitna i delikatnie słodka przez dodatek miodu spadziowego. Pierogi - świetne. I ten sos... Policzki wołowe rozpływały się w ustach (tak, tak, Julek zjadł je z apetytem). Janek wsunął swoje danie błyskawicznie, a było dość spore (dwa kawałki ryby). Ledwo zdążyliśmy od niego skosztować. Też smaczne, co Was pewnie nie dziwi. Lody z łąkowego siana z kruszonką owsianą podane zostały w słoikach, co było dodatkową atrakcją, chociaż maluchom trochę niewygodnie się z nich jadło (co im nie przeszkadzało). I to naprawdę jest smaczny deser. Gorąca babeczka czekoladowa z płynną czekoladą z sorbetem z gruszek, posypana orzechami włoskimi nie mogła nie być pyszna.
No i prawie zapomniałabym o napojach. Beksien ma dobrą kartę win, ale mogliśmy ją tylko poczytać - w końcu to był dość wczesny obiad z dziećmi. Chłopcy zamówili sok jabłkowy. I tu niespodzianka! Dostali prawdziwy, tłoczony sok w szklanej butelce. Czyli można nakarmić dzieci świeżym, zdrowym jedzeniem. Nie muszą być nuggetsy czy inne paluszki rybne. Można? Można!
Do Beksien na pewno wrócimy. Jestem bardzo ciekawa wiosennego menu. Liczę na jeszcze więcej warzyw.
No to teraz będą minusy, żeby nie było zbyt słodko. Za mało dań bezmięsnych, o wegańskich nie wspomnę. Za mało zabawek w kąciku dla dzieci. Gdy przyszliśmy na stoliku była jedna zabawka (a dzieci dwoje, nie było lekko), nienaostrzone kredki i kreda (sic!). O kartki do rysowania chłopcy poprosili panią kelnerkę. Dostali je od razu. I bardzo dobrze, bo nie chcę wiedzieć, co by było jakby się zabrali za rysowanie kredą po ścianach. No i te ceny. Wiem i doceniam, że wszystko świeże i prawdziwe, ale 21 złotych za 4 (cztery!) pierogi nie mogę zrozumieć. I już.
Zamówiliśmy Krem/Miód/Pietruszka i Pierogi/Ser Owczy/Wino dla niejedzącej mięsa mamy, Wołowina/Mus/Warzywa czyli "mięszko" dla Julka i taty oraz dziecięce danie dnia dla Janka, czyli filet z pstrąga z kaszą jaglaną i marchewką (poza tym była zupa marchewkowa, której Janek nie chciał zamówić). No i deser. Dla chłopaków (wszystkich trzech) lody: Siano/Kruszonka/Syrop, a dla mamy Czekolada/Gruszka/Orzechy.
Jako poczekadło dostaliśmy rewelacyjny, ciepły chleb z czarnuszką (wypiekany na miejscu, można wcześniej zamówić i kupić do domu bochenek). Pozostałe dania były pięknie podane i pyszne. Zupa krem z pasternaku - cudowna! Aksamitna i delikatnie słodka przez dodatek miodu spadziowego. Pierogi - świetne. I ten sos... Policzki wołowe rozpływały się w ustach (tak, tak, Julek zjadł je z apetytem). Janek wsunął swoje danie błyskawicznie, a było dość spore (dwa kawałki ryby). Ledwo zdążyliśmy od niego skosztować. Też smaczne, co Was pewnie nie dziwi. Lody z łąkowego siana z kruszonką owsianą podane zostały w słoikach, co było dodatkową atrakcją, chociaż maluchom trochę niewygodnie się z nich jadło (co im nie przeszkadzało). I to naprawdę jest smaczny deser. Gorąca babeczka czekoladowa z płynną czekoladą z sorbetem z gruszek, posypana orzechami włoskimi nie mogła nie być pyszna.
No i prawie zapomniałabym o napojach. Beksien ma dobrą kartę win, ale mogliśmy ją tylko poczytać - w końcu to był dość wczesny obiad z dziećmi. Chłopcy zamówili sok jabłkowy. I tu niespodzianka! Dostali prawdziwy, tłoczony sok w szklanej butelce. Czyli można nakarmić dzieci świeżym, zdrowym jedzeniem. Nie muszą być nuggetsy czy inne paluszki rybne. Można? Można!
Do Beksien na pewno wrócimy. Jestem bardzo ciekawa wiosennego menu. Liczę na jeszcze więcej warzyw.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDziękuję! Szkoda tylko, że restauracji już nie ma...
Usuń