Najpierw polami do tężni, ale tam wielka akcja koszenia trawy, więc zeszliśmy do amfiteatru. Tam starszaki poszalały trochę na placu zabaw.
W końcu dotarliśmy do Babeczki. Na lody. Julek, gdy usiadł ze swoimi dwiema gałkami w wafelku ("Mamo, mamo, a możemy w wafelku? Prosimyyyy!"), machając nóżkami, westchnął:
- Tego mi było trzeba.
Do domu wracali, biegnąc.
Nie, nie wiem, z jakiego powodu.
Nie, nikt ich nie gonił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz