To już koleje warsztaty z cyklu Mali Odkrywcy. Na pierwszych byliśmy miesiąc temu. Tym razem było o muzyce. Szeroko pojętej muzyce. Spotkanie prowadził gość specjalny z Wrocławia, pan Witold Kozłowski. Niezwykle ciekawy i sympatyczny nauczyciel. O ogromnej wiedzy, a przy tym z darem jej przekazania. Oczywiście, Julek i młodsze dzieci trochę wymiękały - trudno znaleźć dla nich punkty odniesienia w opowieści o muzyce. Opowieści pana Witolda nie były jednak zbyt długie, a dzieci mogły brać w nich czynny udział. Na szczęście dla maluchów (i ich rodziców) przerywane były grą na prezentowanym instrumencie (grał prowadzący, ale i chętni uczestnicy) oraz konstruowaniem własnych prostych instrumentów.
I tak poznaliśmy lirę korbową, lirę grecką, didgeridoo, huculskie cymbały, drumlę, bułgarską gajdę, turecki saz (na pewno nie wymieniłam wszystkiego). Usłyszeliśmy pieśni dziadów-tułaczy i melodie pasterskie.
Sami skonstruowaliśmy deszczowy balon, najprostszą gitarę, mini didgeridoo oraz instrument z ołówka i szpilki, którym można przeprowadzać chińskie tortury.
Po ponad dwóch godzinach zarządzono przerwę, po której miały być budowane kolejne instrumenty. Niestety nastawiliśmy się na zapowiadane 90 minut zajęć i nie mogliśmy zostać dłużej. Następnym razem zabieramy wałówkę i zostajemy choćby do wieczora. Na takich zajęciach naprawdę warto!
Zanim spotkanie się rozpoczęło pobiegaliśmy trochę po pięknym jesiennym parku wokół dworu.
Sami skonstruowaliśmy deszczowy balon, najprostszą gitarę, mini didgeridoo oraz instrument z ołówka i szpilki, którym można przeprowadzać chińskie tortury.
Po ponad dwóch godzinach zarządzono przerwę, po której miały być budowane kolejne instrumenty. Niestety nastawiliśmy się na zapowiadane 90 minut zajęć i nie mogliśmy zostać dłużej. Następnym razem zabieramy wałówkę i zostajemy choćby do wieczora. Na takich zajęciach naprawdę warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz