Do plecaków spakowali książeczki PTTK, lornetki, czołówki, bluzy i prowianty. Resztę miał tata w swoim plecaku. Mama z Jerzem odwiozła ich na koniec Nałęża i poszli na Błatnią.
Tym razem Trasą Harcerską. Było ostro i niełatwo, ale dali radę.
Nocowali w Ranczo. To fajne miejsce. Z klimatem i miła obsługą. Pokój był niewielki, ale kto by siedział w pokoju, gdy na dworze plac zabaw, basen i po prostu piękna pogoda, przestrzeń i góry? A nawet impreza pod wiatą z grillem.
W Ranczo też jedli kolację i śniadanie. No i szarlotkę - obowiązkowy punkt każdej wyprawy Janka.
Wracali inną drogą - na Brenną. Zeszli na Kormany, a stamtąd prosto do dziadków. N pierogi.
- To był mój najlepszy dzień - powiedział Juju. -Mój też! - odparł Janek. Wyprawę należy uznać więc za udaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz