niedziela, 3 września 2017

Muzeum fauny i flory morskiej w Jaworzu

   Serio. W Jaworzu. W naszym Jaworzu. W Beskidach.
  Też się zdziwiłam, a nawet uśmiechnęłam, gdy usłyszałam już o samych planach otwarcia tego muzeum. 
   Najpierw zachwycił się Julek. Pojechał parę miesięcy temu ze swoją przedszkolną grupą. I namawiał nas na wizytę. Ale jakoś nie wychodziło. Wreszcie dziś przeczytałam przez przypadek, że w jaworzańskim muzeum kończy się czasowa wystawa terrarystyczno-akwarystyczna, a "robale" to coś, co chłopaki, a zwłaszcza Julek lubią najbardziej.
   I tak zamiast na pochodzie dożynkowym znaleźliśmy się w Muzeum Fauny i Flory Morskiej w Jaworzu. Dożynki musieliśmy odpuścić z powodu ulewy.
   Muzeum jest niewielkie, ale przemyślane. Na wystawie stałej hitem dla dzieciaków jest łódź, do której można wejść (nawet pod pokład!) i po prostu się pobawić.
    Wystawa "robactwa" była skromna, ale i tak robiła wrażenie. Ptasznika jedzącego karaczana widziałam pierwszy raz w życiu (i jako matka trzech chłopaków pewnie niestety nie ostatni). Były jeszcze skorpion, modliszki, straszyki i parę innych "uroczych stworzonek".
  Największe jednak wrażenie wywarły na mnie wiedza, pasja i zaangażowanie panów oprowadzających po wystawach. Obaj starali się zainteresować chłopców. Robili to z wielkim poświęceniem. Jeden nawet włożył rękę do akwarium z piraniami! Opowiadali ciekawostki, rozmawiali z nami, a nie recytowali encyklopedyczne fakty.
     Do muzeum na pewno wrócimy. Zwłaszcza, że mamy tak blisko.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz