Tymon Sport, przedszkole chłopców i jeszcze kilka firm zorganizowało w bielskiej Luce arenie charytatywną imprezę "Podaj dalej" na rzecz Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Bielsku-Białej.
Zachęcił nas nie tylko szczytny cel, ale też zapowiadane atrakcje. No i dach. Tego dnia z nieba prało żabami. W takie dni każdy sposób na rozładowanie energii chłopaków jest w cenie.
Janek i Julek pojechali z mamą, Jerzy został z tatą w domu. I dobrze, bo to nie miejsce dla dzidziusiów: dużo ludzi, wąskie przejścia, hałas. No ale to nie była impreza dla maluszków.
Starszaki pojechały i bardzo im się podobało. Mieli tylko wziąć udział w konkurencjach dla dzieci i wracać do braciszka do domu. Po zaliczeniu wszystkich zadań (m. in. strzelanie z łuku, podbijanie balonika rakietką do badmintona czy slalom unihokejowy)
pograli w szachy, dali sobie wymalować buźki i zrobić tatuaże.
Zjedli żurek. Janek zjadł żurek. Julek - suchy chleb.
Odwiedzili też kawiarenkę, gdzie wsunęli cudne kanapeczki, zagryźli krówkami i zapili wodą i sokiem. Pograli w piłkarzyki.
Już szykowali się do powrotu do domu, gdy z głośników padło: "...a o 16:30 zapraszamy na warsztaty rolkowe!".
- Mamuuusiuuuuu, prosiiimyyyy, mooożeeeeemyyyy?
Mają szczęście, że tata jeździ na rolkach, bo od razu się zgodził spędzić całe popołudnie z Jerzykiem.
Wypożyczyliśmy rolki, kaski, ochraniacze i pojechali. No najpierw poszli. Na kolanach. Po krótkiej rozgrzewce z trenerem zaczęły się warsztaty. I chłopakom szło coraz lepiej. Niemała w tym zasługa trenera ze świetnym podejściem do dzieci. Pomógł zwłaszcza Julkowi, który załamał się po kilku pierwszych upadkach, uwierzyć w siebie, wstać i ruszyć dalej.
Janek początkowo trzymał się pana Wacława z przedszkola, ale potem już musiał radzić sobie sam.
I dali radę obaj.
A na koniec było rozdanie nagród.
Nie wyszli z pustymi rękami, więc wracali do domu dumni i zmachani. Zasnęli dzięki temu jakieś 15 minut wcześniej.
Teraz męczą, żeby ich zabrać na rolki. Pojadą na pewno. Przed nami 6 miesięcy listopada. Fajne miejsca z dachem i ogrzewaniem lubimy wtedy jakby bardziej.
Zachęcił nas nie tylko szczytny cel, ale też zapowiadane atrakcje. No i dach. Tego dnia z nieba prało żabami. W takie dni każdy sposób na rozładowanie energii chłopaków jest w cenie.
Janek i Julek pojechali z mamą, Jerzy został z tatą w domu. I dobrze, bo to nie miejsce dla dzidziusiów: dużo ludzi, wąskie przejścia, hałas. No ale to nie była impreza dla maluszków.
Starszaki pojechały i bardzo im się podobało. Mieli tylko wziąć udział w konkurencjach dla dzieci i wracać do braciszka do domu. Po zaliczeniu wszystkich zadań (m. in. strzelanie z łuku, podbijanie balonika rakietką do badmintona czy slalom unihokejowy)
pograli w szachy, dali sobie wymalować buźki i zrobić tatuaże.
Zjedli żurek. Janek zjadł żurek. Julek - suchy chleb.
Odwiedzili też kawiarenkę, gdzie wsunęli cudne kanapeczki, zagryźli krówkami i zapili wodą i sokiem. Pograli w piłkarzyki.
- Mamuuusiuuuuu, prosiiimyyyy, mooożeeeeemyyyy?
Mają szczęście, że tata jeździ na rolkach, bo od razu się zgodził spędzić całe popołudnie z Jerzykiem.
Wypożyczyliśmy rolki, kaski, ochraniacze i pojechali. No najpierw poszli. Na kolanach. Po krótkiej rozgrzewce z trenerem zaczęły się warsztaty. I chłopakom szło coraz lepiej. Niemała w tym zasługa trenera ze świetnym podejściem do dzieci. Pomógł zwłaszcza Julkowi, który załamał się po kilku pierwszych upadkach, uwierzyć w siebie, wstać i ruszyć dalej.
Janek początkowo trzymał się pana Wacława z przedszkola, ale potem już musiał radzić sobie sam.
I dali radę obaj.
A na koniec było rozdanie nagród.
Nie wyszli z pustymi rękami, więc wracali do domu dumni i zmachani. Zasnęli dzięki temu jakieś 15 minut wcześniej.
Teraz męczą, żeby ich zabrać na rolki. Pojadą na pewno. Przed nami 6 miesięcy listopada. Fajne miejsca z dachem i ogrzewaniem lubimy wtedy jakby bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz