niedziela, 24 lipca 2016

Paprocany

     Dlaczego wcześniej tam nie trafiliśmy? 
     Genialne miejsce. Fantastycznie zagospodarowane nabrzeże. Promenada, siatki do leżenia prawie na wodzie, ścieżki spacerowe i rowerowe, siłownia, piaszczysta plaża, trawnik, drzewa. No i wreszcie wodny plac zabaw. I takie suche też.


     Chłopakom najbardziej podobały się place zabaw, oczywiście. 
    Wodny (jak i zagospodarowanie wschodniego nabrzeża) to wielokrotnie nagradzany (i słusznie!) projekt pracowni architektonicznej RS+. Jest ogrodzony, w ogóle nie jest śliski, a nawet, jak się upadnie, to jest miękko. Można się chlapać, strzelać wodą, biegać, dać się oblać albo zostać oblanym przez przypadek albo i nie. Jest cudnie.  Tylko... mało. Szkoda, że plac zabaw nie jest większy. To jego jedyna wada.

























    Promenada jest po prostu ładna. Świetne są siatki, na których można się położyć dosłownie nad wodą. Chłopcy początkowo nieco się bali, ale szybko im przeszło. 










    Pierwszy plac zabaw bez wody, który odwiedziliśmy, też nie jest ani trochę zwyczajny. To żaglowiec. Ogromny. Chłopcy tam znikali nam z oczu. Są zjeżdżalnie, stery, drabinki, schodki. Bawili się świetnie. 








    Poza tym jest bardziej tradycyjny plac zabaw. Też fajny.





    Wszystko jest czyste, zadbane. Można zjeść lody, napić się niezłej kawy. Zrobić piknik. Pospacerować. Pojeździć na rowerze. Poćwiczyć na siłowni. Pobiegać.







    Z kąpielą w jeziorze tylko gorzej, bo zwykle latem zaatakowane jest przez sinice. Ale nic to - jest wodny plac zabaw. Dzieciakom wystarcza w zupełności.

    Teraz najlepsza wiadomość. Nie ma biletów. Wszystko gratis. Naprawdę. No, oprócz kawy i lodów, rzecz jasna. Korzystać można dowoli ze wszystkich atrakcji na Paprocanach. NAwet parking darmowy. Czyli można.

    Fajnie też się jedzie tam w niedzielny poranek, gdy większość ludzi wyrusza w przeciwnym, naszym kierunku, czyli w Beskidy. Tak więc dla nas dojazd jest bezproblemowy - zero korków.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz