sobota, 2 lipca 2016

Zbój, Mruk i reszta ... Czyli poznaliśmy pisarkę

    I dogoterapeutę nawet też.
   Ale po kolei.
   Znowu pojechaliśmy do Górek Wielkich, do Kossaków. Znowu na rewelacyjne zajęcia dla dzieci. Tym razem podzielone były na dwie części. Zaczęło się od spotkania z panią Renatą Piątkowską. Pewnie wiecie, kim jest i znacie jej książki. Jeśli nie, to Wasza strata. Trzeba to zmienić. Sporo przed Wami, bo Renata Piątkowska jest autorką ponad 30 książek dla dzieci, które doceniają nie tylko najmłodsi czytelnicy, ale też poważne jury, które wielokrotnie je nagradzało. My poznaliśmy je dzięki pani bibliotekarce z naszej biblioteki. Zaczęliśmy od "A może będzie właśnie tak", w której każdy rozdział to historia innego dziecka i jego marzenia o zawodowej przyszłości. Były momenty, że chłopcy nie mogli przestać się śmiać.
   Kolejne już kupiliśmy. Musimy mieć je w domu, bo chłopcy mają swoje ukochane rozdziały, do których musimy wracać przynajmniej raz dziennie. Cieszę się, że Janek i Julek (a zwłaszcza Janek) dorośli do książek, których wielokrotne czytanie nie jest męczące dla dorosłych.
   Zbój i Mruk to zwierzęcy bohaterowie książek pani Piątkowskiej. I co ważne, to postacie autentyczne. Nie tam żadne wymyślone, gadające zwierzaki o super mocach. Co nie znaczy, że to całkiem zwyczajne zwierzęta. Napiszę o Mruku i reszcie, bo Zbója i innych końskich bohaterów (jeszcze) nie znamy. "Mruk. Opowiadania o kotkach, kotach i kociskach" to książka, w której znajdziecie pięknie ilustrowane prawdziwe historie niezwykłych kotów. Będziecie się śmiać (jak przy historii tytułowego Mruka, który wybierał narzeczonych swojej pani) i wzruszać (czytając o Wierusi, która uratowała przed utonięciem 5 kociąt). 
    Podczas spotkania sama Autorka opowiadała o niesamowitych zwierzakach. Starała się pokazać maluchom (i nam też), że zwierzaki to mądre, czujące i myślące stworzenia, o które czasem musimy zadbać i które powinniśmy szanować.



     Hitem spotkania było jednak czytanie. Nie byle jakie czytanie. Dwa wybrane fragmenty książek Renaty Piątkowskiej fantastycznie odczytała zawodowa lektorka Elżbieta Malwina Kożurno. To było wspaniałe doświadczenie także (a może przede wszystkim) dla rodziców. Z zazdrością obserwowałam, jak zaczarowuje nas wszystkich, czytając najpierw rozdział "Daleko jeszcze?" z książki "To się nie mieści w głowie", a potem "Dzień zabawy w chowanego" z książki "Ciekawe co będzie jutro?".




     Lubimy obie te książki. I polecamy. Są pełne radosnych, ciepłych historii. Bohaterkami obu są dziewczynki. Ale niech Was to nie zmyli! Czasem się zastanawiam, czy te opowieści nie natchną moich dzieci to jeszcze "lepszej" zabawy. Trudno. A niech tam! Czyta się to cudnie!
      Przed nami kolejne książki pani Piątkowskiej (przerywane fragmentami poprzednio poznanych). Już się nie mogę doczekać!
     Na koniec można było kupić książki (nie tylko te prezentowane), porozmawiać z Autorką i otrzymać dedykację. Przywieźliśmy książki ze sobą - z nadzieją na dedykacje. Książki kupować poszłam z Jankiem. Wybrał prawie wszystkie. A mnie na książki nietrudno naciągnąć. Wracaliśmy z dwa razy cięższą torbą.



    A teraz czas na słabsze strony spotkania. Było przeznaczone dla dzieci bez ograniczeń wiekowych. Z nieznanych mi przyczyn pojawili się rodzice z małymi maluszkami. Książki Renaty Piątkowskiej są dla dzieci w wieku przedszkolnym, minimum 3-4 lata trzeba mieć. Nawet nasz Julek dał radę tylko (a może w jego wieku aż) 30 minut. Maluch po prostu nie skupi się dłużej. Nie ma takiej możliwości. Na początku spotkania zapowiedziano, że dla mniej cierpliwych dzieci jest kącik do rysowania na zacienionym tarasie. My mieliśmy ze sobą hulajnogę. Więc Julek z tatą po cichutku wyszli się wybiegać. Niestety niektórzy rodzice postanowili być do samego końca. A że ich dzieci były innego zdania, to uciszali, zabawiali je, tworząc nieprzyjemny szum podczas wystąpień Pisarki lub Lektorki. Trochę wstyd.


       Druga część warsztatów to spotkanie z panem Januszem Glosem i jego psem Tołdim czyli z oligofrenopedagogiem oraz dziecięcym dogoterapeutą i jego psim asystentem. Tutaj dołączyli Julek z tatą i wytrwali do końca. No ale te zajęcia wymagały mniej skupienia od dzieci, bardziej je angażowały i pozwalały na nieco ruchu.





    Ich celem było oswojenie dzieci z psem i wpojenie im prawidłowych reakcji, gdy spotkają obcego, mniej lub bardziej groźnego psa.


    Po przećwiczeniu odpowiednich zachowań każde z dzieci mogło wydać Tołdiemu (pod okiem jego pana, rzecz jasna) komendę, a potem go nagrodzić smakołykiem.
   


    To było świetne, pouczające, także dla dorosłych, spotkanie. Chłopcy wciąż trenują postawy wobec obcych psów. Mam też nadzieję, że Janek pokonał nieco swój strach przed dużymi psami. Na pewno pewności dodaje mu świadomość, że umie już się zachować, gdy taki duży psiur do niego podejdzie.
   
    Do Kossaków przyjechaliśmy, jak zwykle, wcześniej. Chłopcy pobiegali, pojeździli na hulajnogach, urządziliśmy piknik w parku. I jak zwykle, było rewelacyjnie.










   


     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz