wtorek, 7 kwietnia 2020

Pandemia. Dzień 27.

Od razu po lekcji Janka poszliśmy do ogrodu. I tak zostaliśmy tam do wieczora. 
Na drugie śniadanie było nasze no-waste'owe wegańskie ciasto marchewkowe. Do picia - jak u dawnych ludów bywało - napar z ziół, a więc z młodej pokrzywy, szałwi i mięty. Wszystko zebrane w naszym ogrodzie.









Julek wykuwał rysunki w kamieniu.



Janek miał przerwę na angielski.


Na obiad bezmięsny gyros. 



Rysowanki, kolorowanki, nalepianki. Relaks.







A potem posadziliśmy kiełkujące nasiona jabłoni.
Kilkanaście dni wcześniej Julek zalał 4 pestki z jabłka. Płukaliśmy je, zmienialiśmy im wodę. I proszę. 
Trafiły do ziemi. Póki co są w doniczce w ogrodzie. Przezimują pewnie w domu.
Posadziliśmy też kiełkujące fasolki mung. Zobaczymy, czy wyrosną.









Lepiliśmy też z wosku.






I rysowaliśmy kredą.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz