wtorek, 22 czerwca 2021

Pandemia. Dzień 457.

 Wtorek. Chłopcy do placówek. Nie na długo, bo zadzwoniono do mamy szkoły, że Julek się źle czuje od rana i żeby go może jednak zabrać do domu, bo ani trochę nie jest mu lepiej. Gdy mama dojechała, Julek był po lekcjach. Janek też. Obiadu Julek nie chciał jeść, ale zamarzyła mu się buła ze sklepiku śniadankowego. Zjadł ją w świetlicy pod stołem. Bo tak.


Janek zjadł pyszny szkolny obiad.*

Pojechali obaj z mamą do centrum, żeby się poszwendać i zabić czas oczekiwania na koniec zajęć przedszkolnych Jerzyka.


Czas zabijaliśmy w naszym nowym ulubionym sklepie - Dedalusie. I znowu zrobiliśmy zakupy. Tym razem: dodatek/rozszerzenie gry "Eksplodujące kotki", grę "Gretchiny" oraz gry "Narabi" i "SZtama". Tak, nie możemy tam za często chodzić.

Wieczorem, gdy Julek padł, bo jednak całkiem dobrze się nie czuł, Janek, mama i tata zagrali w "Narabi". Fajna karciana gra! Kooperacyjna. Na myślenie. Ale ma jasne i proste zasady. Wciąga. Jedzie z nami na wczasy!



*obiady oraz śniadanka przygotowuje Jarmużno - chyba nie macie wątpliwości, że jest pysznie i zdrowo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz