niedziela, 31 maja 2015

Pierwsza wizyta w kinie czyli Dzień Dziecka II

    I kolejny pierwszy raz za nami. Wszystkimi. Bo my, rodzice, ostatni raz w kinie byliśmy ponad 4 lata temu. Tak. Naprawdę. Sami się zdziwiliśmy, że to tyle czasu. A myśleliśmy, że to było wczoraj. No dobra, rok temu. Nie, nie pamiętam, na jakim filmie.


   Chłopcy za to w życiu nie byli. No to pojechaliśmy do kina Helios w bielskiej Sferze. Musieliśmy być pół godziny przed seansem, żeby odebrać zarezerwowane bilety. Z lekkim przerażeniem myślałam o konieczności zorganizowania chłopcom czasu do seansu. Na szczęście na miejscu okazało się, że hall kinowy zamienił się w przedszkole. Baloniki, stoliki dla małych artystów, budowniczych i inżynierów, tor przeszkód i inne atrakcje skutecznie zajęły nam te 30 minut.










    Dumni po przejściu toru przeszkód, nagrodzeni za to balonami, przelecieli wszystkie stanowiska i zostali na dłużej przy stoliku młodych inżynierów. Janek sterował dźwigiem, a Julek jeździł ciężarówką i pomagał w załadunku.





    Po załatwieniu spraw fizjologicznych, które niezałatwione mogłyby załatwić nam seans, weszliśmy do sali. Swoją drogą, koło kina znajduje się rewelacyjny pokój dla matki z dzieckiem: ubikacja, wygodny, stabilny przewijak (utrzymał Julka!). stoliczek i zabawki.
       Do sali nie dało się tak łatwo wejść. Sprawdzenie biletów, wypełnienie kuponów konkursowych, odbiór dyplomów pamiątkowych i lizaków.



       Usiedliśmy. Okazało się, że na bajki poczekamy sobie jeszcze jakieś kolejne pół godziny. Siedząc w fotelach. Kiepski pomysł, zwłaszcza dla dwulatka. W tym czasie 3 lub 4 razy odbyło się losowanie kuponów. Wylosowane osoby (dzieci z opiekunami) schodziły pod ekran, gdzie brały udział w konkursach. Otrzymywały nagrody, wracały. Trwało to straszliwie długo i było niemiłosiernie nudne dla pozostałych. I nie, nie narzekam teraz, bo mi strasznie żal, że nas nie wylosowano. To naprawdę było nudne. Julek pokrzykiwał raz po raz: "Chcemy baję!". Jakieś dzieci biegały pod ekranem. Julek i inne dzieciaki biegały do stolika pod ekranem po ciastka BeBe i lizaki od sponsorów. Następnym razem wejdziemy do sali o te 30 minut później.
       W końcu zaczęły się "baje". Bolek i Lolek, Reksio, Miś Kudłatek, Baltazar Gąbka, Myszka. Wszystko naszej lokalnej produkcji - ze SFR w Bielsku-Białej. Ostatnich dwóch filmów chłopcy nie zobaczyli. Wymiękli. Mieli dość siedzenia w fotelach. 
        Poszliśmy na obiecane lody. Po drodze dostaliśmy dwa baloniki (to już mieliśmy cztery). Lekko objuczeni z wyrazem twarzy: "Niczego nam już proszę nie dawać, błagamy!" (rodzice) i zachwyceni (chłopcy) dotarliśmy do Zielonej Budki. Chłopcy wybrali sobie po gałce loda. 


    Zjedliśmy. Jeszcze czekała nas przejażdżka windą i w końcu dotarliśmy do samochodu. Pojechaliśmy do domu na obiad, a po obiedzie czekały nas kolejne atrakcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz