Wróżenie w domu, zwłaszcza z wosku, darowaliśmy sobie. Gorący wosk, gar wody + niespełna dwulatek w trybie "ja, ja!" i trzylatek w trybie "umiem, umiem, bo jestem duży" = co najmniej pożar domostwa. A na dworze za zimno, żeby tam przeprowadzić wróżby. Poza tym chłopcy właśnie kończą antybiotyk.
Na szczęście zanim Janek zachorował, wzięliśmy udział w otwartych zajęciach w jego przedszkolu. W poniedziałkowe popołudnie odbyła się dla dzieci z grupy Misiów oraz ich rodziców impreza andrzejkowa.
Była czarodziejka, tańce i zabawy we wróżenie. Jankowi przy każdej okazji wychodziły dalekie podróże. Bardzo chciał wywróżyć sobie zostanie pilotem. W końcu dał się przekonać, że dalekie podróże tego w ogóle nie wykluczają.
Zabawa była, jak zwykle, świetnie przygotowana. Podczas powrotu do domu pytał, kiedy znowu będą takie Andrzejki.
Takie imprezy to też możliwość spotkania i poznania innych rodziców, porozmawiania z paniami i dyrekcją przedszkola. Świetna alternatywa dla nudnych zebrań rodziców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz