Do Wisły pojechaliśmy, bo mamy blisko, to fajna miejscowość i dowiedzieliśmy się, że jest tam fajny plac zabaw. Poza sezonem to całkiem miłe miejsce, jest, gdzie połazić, mało ludzi, pustawo w parku i na placu zabaw, niewiele bud z tandetą.
Plac zabaw jest rzeczywiście warty odwiedzenia, a właściwie będzie warty, bo kilka urządzeń było w trakcie remontu. Mimo to chłopcy bawili się bardzo dobrze. Maluchom niezbędna jest tam jednak pomoc rodziców - aby dostać się na zjeżdżalnię, trzeba pokonać ściankę wspinaczkową, karuzela nie ma żadnych zapięć-łańcuszków, więc Julka musieliśmy trzymać, co nam zupełnie nie przeszkadzało.
Potem poszliśmy na kawę i rurkę. I tu już pojawiły się schody. W Wiśle albo kawiarnia albo rurka. Kawiarnie "Delicja" i "Janeczka" oferują ciacha, kawę, lody, ale nie mają ani wysokich krzesełek, ani rurek, ani sympatycznej obsługi. Rurkę można kupić w budkach z goframi, ale wtedy pozostaje nam zjedzenie jej na ławce lub po drodze. Wybraliśmy jednak "Delicję". Chłopakom kupiliśmy bitą śmietanę i wafelki lodowe, Juju wcinał w wózku, Janek na "dorosłym" krześle. Obsługa - dramat. Kawa i śmietana - w porządku.
No cóż, póki co Beskidy przegrywają z Tatrami w rywalizacji o względy dzieci 0:1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz